piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 76

Rozdział 76


Violetta
- Leon! Coś się dzieje? - zapytałam gdy tylko chłopak usiadł przy fortepianie.
- Daj spokój Violu, z nikim nie chce gadać. - powiedział Maxi podając mi MP3
- Gdybyś chciał się wygadać to ja jestem do twojej dyspozycji. - powiedziałam, chłopak skinął głową w geście podziękowania.
- Violetta! Zaczekaj. -  krzyknęła Cami - Powiedz mi czy nie trzeba ci w czymś pomóc, jutro ślub a my nawet nie miałyśmy czasu na zakupy.
- Spokojnie Cami. Mam sporo sukienek coś na pewno wybiorę.
- Wiesz, jak coś to mogę ci pożyczyć którąś z moich, ale obawiam się że będzie za duża. Viola strasznie schudłaś, coś się dzieje.
 - Cami proszę cię, daj spokój. - Dziewczyna spojrzała na mnie spod byka - Ale jutro będziecie?
- Oczywiście, będziemy przy tobie i będziemy cie wspierać. Kurcze muszę lecieć, mam zajęcia z Beto, Do zobaczenia później.
-Pa, pa 
Dzień zbliżał się ku końcowi. W domu było sporo ludzi, floryści, muzycy, kelnerzy, dekoratorzy. Uciekłam szybko do swojego pokoju, wygrzebałam z szafy kilka sukienek i zaczęłam mierzyć.
- Ta jest śliczna...- powiedział cichy głos, zamknęłam drzwi od szafy i zobaczyłam Ludmiłę - Ale powinnaś założyć tę jasną bo jest bardziej odpowiednia na taką uroczystość.  -dokończyła i podała mi jedną z sukienek.
-Dziękuję. - odpowiedziałam niepewnie. Założyłam sukienkę i przeglądałam się w lustrze, Ludmiłą siedziała na rogu łóżka i patrzyła w splecione dłonie. Usiadłam obok niej chwyciłam jej długie palce i mocno ścisnęłam - Wiem że to strasznie cholernie trudne, wiem że minie jeszcze sporo czasu zanim się do tego przyzwyczaimy, ale mając wsparcie w sobie na wzajem będzie nam o wiele łatwiej. - Blondynka popatrzyła w moje oczy i pociągła tak mocno że tuliłyśmy się w mocny uścisk.
- Violu. Zachowywałam się tak głupio. Przecież jesteśmy przyjaciółkami, ja... przepraszam 
Do późnych godzin, rozmawiałyśmy i oczyszczałyśmy atmosferę. To był świetny krok w naszej przyjaźni.
Rano w domu było nie do zniesienia każdy biegał za czymś, krzyczał i panikował. Ubrałam się i wyszykowałam na uroczystość. Co parę minut sprawdzałam czas do ceremonii, aż w końcu się doczekałam.


Punkt czternasta w namiocie ogrodowym zapadła cisza. Oczy wszystkich zwróciły się ku wejściu Stałyśmy z Ludmiłą i śpiewałyśmy piosenkę na wejście panny młodej. Serce biło mi w tedy tak mocno, parząc na szczęście mojego taty, jego uśmiech. Ah jakie to wszystko wzruszające. 


Uroczystość trwała nie całą godzinę, oczywiście nikt nie zakłócił ceremonii, ani żadne z młodych nie wycofało się. Gdy nadszedł kulminacyjny moment. postanowiłam znów coś zaśpiewać, tym razem bez Ludmiły. Podczas tego wykonu, zauważyłam w tłumie Leona, i moje myśli kompletnie się rozpłynęły, kolana się pod mną ugięły i kręciło mi się w głowie, ale przedstawienie musi trwać więc dokończyłam występ.
Wszyscy goście, ogromnie radowali się ze szczęścia naszych rodziców, sporo gości gratulowało nam i życzyło szczęścia. Na przyjęciu byli państwo Verdas, ale bez Mariji co było dziwne bo Diego przecież już wrócił ze Stanów. 
- Violetta! Może rozruszamy towarzystwo? - zapytała Angi.
- Jasne! Ej chodźcie wszyscy! - krzyknęłam na znajomych i zaczęliśmy tańczyć i śpiewać.


 

Wesele trwało do późna, goście bawili się znakomicie. Około godziny pierwszej w nocy, zauważyłam że Leon chce już wyjść i żegna się z młodymi  i naszymi przyjaciółmi.
- Leon...

P.S
Czy ktoś mógł by skomentować?

1 komentarz:

  1. Boże to jest cudowne <3
    Nie dawno znalazłam twojego bloga :)
    czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń