Rozdział 76
Violetta
- Leon! Coś się dzieje? - zapytałam gdy tylko chłopak usiadł przy fortepianie.
- Daj spokój Violu, z nikim nie chce gadać. - powiedział Maxi podając mi MP3
- Gdybyś chciał się wygadać to ja jestem do twojej dyspozycji. - powiedziałam, chłopak skinął głową w geście podziękowania.
- Violetta! Zaczekaj. - krzyknęła Cami - Powiedz mi czy nie trzeba ci w czymś pomóc, jutro ślub a my nawet nie miałyśmy czasu na zakupy.
- Spokojnie Cami. Mam sporo sukienek coś na pewno wybiorę.
- Wiesz, jak coś to mogę ci pożyczyć którąś z moich, ale obawiam się że będzie za duża. Viola strasznie schudłaś, coś się dzieje.
- Cami proszę cię, daj spokój. - Dziewczyna spojrzała na mnie spod byka - Ale jutro będziecie?
- Oczywiście, będziemy przy tobie i będziemy cie wspierać. Kurcze muszę lecieć, mam zajęcia z Beto, Do zobaczenia później.
-Pa, pa
Dzień zbliżał się ku końcowi. W domu było sporo ludzi, floryści, muzycy, kelnerzy, dekoratorzy. Uciekłam szybko do swojego pokoju, wygrzebałam z szafy kilka sukienek i zaczęłam mierzyć.
- Ta jest śliczna...- powiedział cichy głos, zamknęłam drzwi od szafy i zobaczyłam Ludmiłę - Ale powinnaś założyć tę jasną bo jest bardziej odpowiednia na taką uroczystość. -dokończyła i podała mi jedną z sukienek.
-Dziękuję. - odpowiedziałam niepewnie. Założyłam sukienkę i przeglądałam się w lustrze, Ludmiłą siedziała na rogu łóżka i patrzyła w splecione dłonie. Usiadłam obok niej chwyciłam jej długie palce i mocno ścisnęłam - Wiem że to strasznie cholernie trudne, wiem że minie jeszcze sporo czasu zanim się do tego przyzwyczaimy, ale mając wsparcie w sobie na wzajem będzie nam o wiele łatwiej. - Blondynka popatrzyła w moje oczy i pociągła tak mocno że tuliłyśmy się w mocny uścisk.
- Violu. Zachowywałam się tak głupio. Przecież jesteśmy przyjaciółkami, ja... przepraszam
Do późnych godzin, rozmawiałyśmy i oczyszczałyśmy atmosferę. To był świetny krok w naszej przyjaźni.
Rano w domu było nie do zniesienia każdy biegał za czymś, krzyczał i panikował. Ubrałam się i wyszykowałam na uroczystość. Co parę minut sprawdzałam czas do ceremonii, aż w końcu się doczekałam.
Punkt czternasta w namiocie ogrodowym zapadła cisza. Oczy wszystkich zwróciły się ku wejściu Stałyśmy z Ludmiłą i śpiewałyśmy piosenkę na wejście panny młodej. Serce biło mi w tedy tak mocno, parząc na szczęście mojego taty, jego uśmiech. Ah jakie to wszystko wzruszające.
Wszyscy goście, ogromnie radowali się ze szczęścia naszych rodziców, sporo gości gratulowało nam i życzyło szczęścia. Na przyjęciu byli państwo Verdas, ale bez Mariji co było dziwne bo Diego przecież już wrócił ze Stanów.
- Violetta! Może rozruszamy towarzystwo? - zapytała Angi.
- Jasne! Ej chodźcie wszyscy! - krzyknęłam na znajomych i zaczęliśmy tańczyć i śpiewać.
- Leon...
P.S
Czy ktoś mógł by skomentować?
Boże to jest cudowne <3
OdpowiedzUsuńNie dawno znalazłam twojego bloga :)
czekam na next :)