środa, 30 października 2013

Rozdział 58

Rozdział  58

Marija
Jadłam sobie spokojnie śniadanie, choć ostatnio w naszym domu to rzadki widok przeważnie wszyscy jedzą coś w biegu bo już są gdzieś spóźnieni. Ale wracając jadłam i patrzyłam w tablet na facebooka "blink" ktoś napisał. Otwieram wiadomość a to od Marco " Siemka, jak tam? Macie wolne łóżko?" troszkę mnie zdziwiła jego wiadomość więc, ale odpisałam " No hej! Jakieś się znajdzie. A o co chodzi? ", po chwili "blink" odpisał " A możesz otworzyć drzwi?!" , pomyślałam sobie że to jakiś żart i dalej jadłam śniadanie, a tu znowu " blink" " Ej kuzynka nie każ moknąć!", wychyliłam się przez okno i rzeczywiście padał deszcz. Z wielką łaską podniosłam się z krzesła i podeszłam do drzwi, otwarłam je i zamknęłam nie patrząc czy ktoś tam stoi czy nie.Usiadłam z powrotem przy śniadaniu.
- Hej Marija, lecę do studia po materiały, przynieść ci coś? - zapytała Fran łapiąc jabłko ze stołu
- O jak byś mogła wziąć od Pablo teksty piosenek które muszę zaliczyć.
- No spoko nie ma sprawy. - odpowiedziała Włoszka gryząc jabłko - To lecę, jak by co wracam za godzinę. - krzyknęła 
Nagle usłyszałam pisk, krzyk, głośny łomot, za drzwiami. Strasznie się przeraziłam. Bałam się je otworzyć, wzięłam telefon i napisałam wiadomość, przez pomyłkę wysyłając do wszystkich " pomocy!''.  Stanęłam za drzwiami i modliłam się żeby nic się nie stało, chwyciłam do ręki parasol który stał przy drzwiach, miał on mi posłużyć do obrony w razie czego. Drzwi się otwarły, ja zamknęłam oczy, zagryzłam zęby i zaczęłam walić tą parasolką gdzie popadnie. 
- Aaał!! - ktoś  krzyczał
 -  Ha, ha, ha - śmiała się jakaś dziewczyna
Po woli otwarłam oczy, i zobaczyłam Fran skuloną w kulkę ze śmiechu i leżącego na  podłodze Marco.
- Co się dzieje! - krzyknęli chórem Leon, Diego, Andrez, Maxi i dziwczyny.
- No ja też bym chciała wiedzieć?! - powiedziałam
- Marco?! - zapytał Leon - stary co ty tu robisz?
- Właśnie dostałem łomot od kuzynki. - powiedział podnosząc się z podłogi i witając z kolegami.
- Zaraz, zaraz Franczesko możesz nam to wytłumaczyć?! - zapytał Diego
- Tak, tylko daj mi minutkę. - powiedziała łapiąc oddech - Wychodziłam z domu i nagle naskoczył na mnie Marco strasznie mnie przestraszył w tedy krzyknęłam...
- A ja myślałam że ktoś cię napadł... - wtrąciłam - I bałam się że do domu też wejdą!
W tedy wszyscy zaczęli się śmiać.
- To skoro się już zerwaliśmy z zajęć może coś zjemy? - zaproponował Diego 
- Jasne! Co zamawiamy?!- krzyknęłam
- Nie, nie nie! Sami coś ugotujemy! - przekrzyczał nas Diego
- I co pewnie ty coś ugotujesz?! - zadrwiłam
- Nie! My razem coś ugotujemy! - powiedział ciągnąc mnie do kuchni.
Założyliśmy fartuszki, później Diego kazał mi pokroić kilka składników. Powspominaliśmy przy tym jak to się dawniej nie lubiliśmy, jak kazano nam razem zamieszkać ile razy sobie robiliśmy za złość. Wspominaliśmy też jak kilka razy Diego brał na siebie winę za rozbicie przez mnie czegoś. Świetnie się bawiliśmy przy tym gotowaniu.


Fran
 Kiedy Marija i Diego zniknęli w kuchni postanowiliśmy spędzić czas w gronie znajomych grając na X - box'ie, Leon uwielbia grać w piłkę nożnaą z chłopakami my z Violettą uwielbiamy śpiewać, zagrałyśmy z chłopakami w papier/nożyce i wyszedł remis więc postanowiliśmy włączyć grę przygodową. Ja stanęłam do pojedynku z Marco. Wszyscy się śmiali z naszych wygłupów. Nikt nie słyszał kiedy drzwi domu się otwarły.
- Pięknie! To już rozumiem dlaczego ze mną zerwałaś! - krzyknął Tomas
- A może by tak Dzień dobry i jakieś pukanie do drzwi a nie wchodzisz jak do siebie, co?! - powiedział Leon
- Nie wtrącaj się! - krzyknął na niego Tomas - A na tobie Franczesko się zawiodłem, jesteś okropna...- mówił
- Tomas! Zamknij się! Nie będziesz podnosił na nikogo głosu, a tym bardziej na dziewczynę. - powiedziała Violetta - Przyszedłeś w jakimś konkretnym celu?! Jeśli nie to drzwi są tam. - powiedziała i wskazała ręką.
- W sumie to tak, przyszedłem powiedzieć do widzenia, lecę do Londynu bo teraz już mnie tutaj nic nie trzyma. -powiedział i z pogardą na mnie popatrzył, kierując się do wyjścia.
- To szczęśliwej drogi. - powiedział Leon i zamknął drzwi.
- Przepraszam, jeśli to przez mnie. - powiedział Marco chwytając mnie za rękę.
- Nie to nie twoja wina, po prostu zdałam sobie sprawę że do niego nic nie czuję... - mówiłam, kiedy on chwycił mnie w swoje ramiona i pocałował.
- Fran... przepraszam, musiałem to zrobić... Ciągle cię kocham... - powiedział
- Ja cię też! - i również go pocałowałam
Zobaczyłam na znajomych byli zajęci grą. Marco mnie przytulił i poprosił o chodzenie, poczułam w brzuchu takie dziwne motylki i zrozumiałam że właśnie tego mi brakowało.


Marija
Nakryliśmy z Diego do stołu i zawołaliśmy znajomych zrobiliśmy tradycyjne hiszpańskie danie " paela" które kilka krotnie już jadłam kiedy mieszkaliśmy razem. Znajomi byli pod wrażeniem  że kuchnia nie splunęła, kiedy skosztowali potrawy na ich twarzach pojawił się uśmiech, Nati z Maxim od razu zaczęli się wygłupiać, Andrez wymyślił że boi się krewetek bo na niego patrzą, a Leon jadł aż mu się uszy trzęsły.
- Gdzie Violetta? - zapytałam kiedy zauważyłam jej brak
- Nie, wiem
- Nie mam pojęcia
Mówili kolejno znajomi.
- Hej! Patrzcie kogo przyprowadziłam. - powiedziała Violetta stając w drzwiach do kuchni
Wszyscy wstali, Violetta się odsunęła i zobaczyliśmy Cami i Brada. Wszyscy oszaleli z radości. Rzucali się im na szyję i przytulali, ciągle ktoś o coś pytał, wszyscy byli bardzo szczęśliwi z ich widoku.
- Na reszcie nasza rodzina w komplecie. - Powiedziałam obejmując brata, Diego i resztę.
Oni się zaśmiali i przytaknęli. Tworzymy własną rodzinę do której wszyscy mogą należeć, jestem z tego dumna. 


P.S
Liczę na komentarze :*

<3 <3 <3 






wtorek, 29 października 2013

poniedziałek, 28 października 2013

Bardzo dziękuję!!!

 

 Osiągnęłam już 14 000 wyświetleń w czasie od 12 lipca 2013 roku, to wielki sukces. 

Dziękuję wszystkim czytelnikom.

Życzę sobie weny i kolejnych fanów. A wam życzę aby każdy kolejny rodził skłaniał was do przeczytania kolejnego i do pozostawienia komentarza. 

Dziękuję.


niedziela, 27 października 2013

Rozdział 57

 Rozdział 57

Violetta
Odkąd dałam ogłoszenie do gazety o wynajęciu domu mój telefon ciągle dzwoni. Ale ja już wybrałam lokatorów, będą nimi Angi i Pablo, spodziewają się oni właśnie swojego pierwszego dziecka, a jeszcze Pablo ma z poprzedniego małżeństwa dwójkę więc taki duży dom będzie idealny dla nich. Poinformowałam Federico że mamy się wyprowadzić do końca tygodnia, dzisiaj Leon przyjedzie po parę moich kartonów, bardzo się cieszę że razem zamieszamy.
- puk, puk! - usłyszałam czyjś głos - Hej Violu możemy pogadać? - zapytała Ludmiła
- Jasne siadaj o ile znajdziesz gdzieś miejsce. - zaśmiałam się - Co cię gnębi?! - zapytałam prosto z mostu.
- Marija. - odpowiedziała.
- O! Czyli to poważny problem.
 -Żebyś wiedziała, strasznie źle się czuję z myślą że chciała popełnić samobójstwo po części z mojej winy.
- No wiesz mogliście to jakoś przemyśleć.
- Jest mi z tym strasznie ciężko. Chciała bym się z nią zaprzyjaźnić. Z tego co widzę to ona jest bardzo ciepła i sympatyczną dziewczyną. Co ty o tym myślisz?
- Ludmiła nie obraź się ale na twoim miejscu raczej bym to sobie odpuść bo Marija raczej nie będzie chciała ani z tobą ani Fede rozmawiać.
- Szkoda.
- Wiesz chyba wszystkim trzeba dać trochę czasu, pamiętasz jak było z nami też się nie lubiłyśmy a nawet chciałaś mnie zniszczyć, ale teraz już jakoś się ułożyło, po prostu na razie zachowaj dystans do sprawy.
- Dzięki Violu!
- Nie ma za co  chyba nie zbyt ci pomogłam.
- Pomogłaś mi bardzo tą rozmową. A  może pomóc ci jakoś przy pakowaniu?
- W sumie nie mam już co pakować zostało tylko kilka ciuszków w szafie i gotowe, tak więc dzięki.
- No to nic tu po mnie, pójdę już ! Pa Violu.
-  Pa pa. - powiedziałam i zamknęłam drzwi za Kuzynką.

Leon
Odebraliśmy z Diego Marię ze szpitala, teraz będzie chodzić tylko na terapię do psychologa, żeby odbudować psychikę. 
Odkąd z Diego się zakumulowaliśmy spędzamy strasznie dużo czasu ze sobą, on jest u nas prawie na okrągło, ale mi to nie przeszkadza przyzwyczaiłem się do Maxiego i Andresa to i do Diego się przyzwyczaję. Po południu umówiłem się że przewiozę kilka rzeczy Violetty, a korzystając z chwili czasu wolnego wszedłem na komputer sprawdzić pocztę. 
Połączyłem się z Marco
przez Skype zaczęliśmy rozmowę najpierw mu opowiedziałem co się tu u nas działo w ostatnich dniach i o mojej znajomości z Diego w którą nie mógł uwierzyć.Później Marco posmutniał kiedy powiedziałem że Fran spotyka się z Tomasem i przerwał połączenie. Głupi ja ! Mogłem mu tego nie mówić, ajć może mu jakoś przejdzie. 
Następnie wszedłem na skrzynkę e-mailową gdzie było kilka set wiadomości typ promocje i reklamy, a wśród nich był jeden adres którego dawno nie widziałem w skrzynce, a nadawcy to już kilka miesięcy. Otworzyłem wiadomość, a dokładnie jej załącznik.
- Hej Leon, skoro to oglądasz to znaczy że nie zmieniłeś adresu skrzynki pocztowej MATKO JAKIE TO GŁUPIE MOŻE OD NOWA  Hej Leon!  NIE TO TEŻ BEZNADZIEJNE PÓŹNIEJ TO JAKOŚ WYTNĘ, TO JESZCZE RAZ  Siema stary co u ciebie?!  O JEST BARDZO DOBRZE  Dawno nie pisałam anie nie dzwoniłam, ale ty też się nie odzywasz. Ja mam tu straszne urwanie głowy, ciągle się coś dzieje, Japonia jest śliczna szczególnie Tokio mam nadzieję że u ciebie też dobrze. HA HA HA HA MATKO MOŻE LEPIEJ BYŁO TO NAPISAĆ  Kurczę tęsknię za tobą, oczywiście jako przyjacielem, nie mam tu z kim się powygłupiać, wszyscy tacy poważni. Mój tata miał się z tobą skontaktować, jeśli tego jeszcze nie zrobił to spodziewaj się telefonu lada dzień i proszę cię zastanów się nad jego propozycją, to może być wielka szansa. DOBRA KONIEC JAK TO SIĘ WYŁĄCZA? O MATKO A JAK TERAZ WYCIĄĆ TAMTO NIE UDANE? KURCZE TO DALEJ NAGRYWA. JUŻ NIGDY WIĘCEJ NIE KUPIE CZEGOŚ OD JAPOŃCZYKA, NO TAK MADE IN CHINA!  Sory Leoś pewnie będziesz umierał ze śmiechu jak to obejrzysz, ale ja nie umiem się tym posługiwać a  i pozdrów siostrę. Bay Bay :*

Wyłączyłem nagranie i na prawdę nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, to zwariowana Lara nic się nie zmieniła, ciągle taka sama. Teraz mnie zastanawia to co chce mi zaproponować jej ojciec, pewnie chodzi o motocross.
   
Fran
- Violu, muszę z tobą porozmawiać. - powiedziałam wchodząc do domu przyjaciółki. - Ja tak dalej nie mogę!
- O czym ty mówisz? - zapytała zaskoczona
- O Tomasie! Zdałam sobie sprawę że go nie kocham, moje serce należy do kogoś innego. Z Tomasem to tylko przyjaźń, której nie ma sensu dalej ciągnąć, on cały czas na uczelni albo w teatrze, nigdy nie ma dla mnie czasu, a jeśli już go ma to tylko się wypytuje co u ciebie i reszty. Ja chcę do Marco, to z nim mi było dobrze. - nie wytrzymałam presji i się rozpłakałam.
 - Uspokój się, zaraz coś wymyślimy, najpierw musisz pogadać z Tomasem, a jak już będziesz miała czystą sytuację z nim zastanowimy się co z Marco?! Dobrze? - zapytała przyjaciółka
- Tak. Dziękuję Violu.
Przytuliłam ją i poszłam do parku zastanawiałam się jak zakończyć sprawę z Tomasem, w tedy z kieszonki w kurtce wysunęło się zdjęcie które zrobiliśmy sobie na jednym z jego występów.
Przyjrzałam się mu dokładnie i zrozumiałam że to na prawdę tylko przyjaźń, wyjęłam długopis z torebki i na odwrocie fotografii napisałam wszystko to czego nie potrafiłam wypowiedzieć. Później poszłam pod dom Tomasa.
- O cześć kochanie! Byliśmy dziś umówieni? - zapytał
Ja pokiwałam głową że nie.
- Stało się coś?
 Znów pokręciłam głową że nie
- Dla czego nic nie mówisz?
Do mich oczu napłynęły łzy, nie wiem dla czego, przecież sama podjęłam decyzję że go nie kocham jak chłopaka tylko jak przyjaciela, więc powinnam być silna jak skała, pociągnęłam nosem i za nim Tomas mnie objął dałam mu złożone na pół zdjęcie i usiekłam.
Może i zachowałam się nie fer ale według mnie to było jedyne racjonalne rozwiązanie tej sprawy.

P. S
Czekam na komentarze :*
<3 <3 <3
 
 

Czy jest tu ktoś ciekaw kolejnego rozdziału???

  Jeśli chcecie NEXT, to napiszcie w komentarzu :D

czwartek, 24 października 2013

Hej kochani !

Niestety dziś nie będzie nowego rozdziału :(


Ale weekend już nie długą więc w tedy pewnie coś się pokaże :D

<3 <3 <3

Przepraszam :/

środa, 23 października 2013

Rozdział 56

Rozdział 56


Violetta
Wstałam o piątej rano co było dosyć dziwne bo nigdy wcześniej niż o dziewiątej nie wstawałam. Ubrałam się i otworzyłam laptopa aby sprawdzić pocztę.
- O, a to co? Wiadomość od Cami. - powiedziałam na głos sama do siebie i zaczęłam czytać.
" Hej Vilu przekaż reszcie że u nas wszystko oki.
A tak w szczegółach to z małą wszystko dobrze, operacja się udała niebawem wypuszczą nas do domu. Z Bradem świetnie się dogadujemy, choć bywają też gorsze chwile, ale ważne że mamy siebie.
Kilka dni temu do Stanów przylecieli jego i moi rodzice, zrobili nam niezapowiedziany nalot. Bardzo byli zachwyceni wnuczką i tak dalej. Ale są przeciwni naszemu ślubowi bo mówią że to za wcześnie, mówią żebyśmy w spokoju nadrobili szkołę a później zalegalizowali związek. Może mają i racę przez to wszystko mam okropne braki pewnie każą mi powtarzać rok, ale to nic.
Najważniejsze że pogodziłam się z rodzicami, a oni zaakceptowali Brada. bardzo dużo czasu poświęciliśmy na rozmowy i ustaliliśmy że mała będzie mieszkała w Brazylii z rodzicami Brada żebyśmy mogli poświęcić się nauce, a w weekendy będziemy do niej jeździć. Nawet moi rodzice poparli tą propozycję. Tak więc i my się zgodziliśmy.
Jak dobrze pójdzie to w sobotę polecimy do Brazylii a za dwa tygodnie wrócimy do Buenos Aires. Kochamy was i pozdrawiamy. Cami, Brad i Maleństwo <3
P.S co tam u was? "
Po odczytaniu tej wiadomości odpisałam jej co się u nas dzieje że ciągle jakieś zmiany i nowości i tak dalej.
Zaszałm później do kuchni zrobić sobie śniadanie, był tam już Fede.
- Cześć siostra! - powiedział z uśmiechem.  
A ja nic nie odpowiedziałam tylko zaczęłam robić sobie Kawę.
- Co tam? Co się nic nie odzywasz? Mamy taki piękny dzień. - mówił szturchając mnie palcem w bok.
-Halo!!! Fede z ziemi do Violi w chmurach!! Słychać mnie? - kontynuował.
- Słychać! Ale nie chce mi się z tobą gadać! - burknęłam
- A czemuż to? - zapytał
- Jak byś nie wiedział?! - popatrzyłam na niego z pogardą.
- No a może ja nie wiem?!
- Wiesz co jesteś dupkiem kompletnym dupkiem!
- Ło!! Ostro! A czym że sobie zasłużyłem na takie miano?
- Nie udawaj greka! Jak mogłeś ją tak skrzywdzić?! 
- Aaa... chodzi o Mariję. - powiedział i się uśmiechnął - Rozmawiałem z nią i powiedziała że się jakoś podniesie! - powiedział.
- Wiesz co mogło się stać? Mogła złamać kręgosłup a co gorsza się zabić! A ty mówisz że się jakoś pozbiera?! Jesteś dziwny!
- Jak to zabić? Co się stało?
- No nie! Jeszcze mi powiesz że o niczym nie wiesz?!
- No raczej jak bym wiedział to bym nie pytał!
- Marija chciała popełnić samobójstwo wyskakując przez okno, na szczęście złapał ją Diego.
Fede zbladł i opadł na stołek.
- Dzień dobry! Ludmiła przyszła! - krzyknęła Ludmiła stojąc w drzwiach - O cześć pysiu mysiu, moja ty ulubiona kuzynko! - powiedziała i uszczypnęła mnie w policzki. - Kochanie co się stało?!-  krzyknęła kiedy zobaczyła Fede.
- Zostawiam was i wychodzę! - powiedziałam.
Usiadłam w kawiarni i wzięłam do ręki dzisiejszą gazetę, było tam mnóstwo ogłoszeń, wpadłam na pomysł że zamieszczę takie samo o naszym domu.

Leon
Po całej nocy u siostry byłem tak padnięty że przespałam cały dzień, Marija wychodzi dopiero za kilka dni więc mogę się trochę pobijać.
Smacznie sobie spałem kiedy nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Zbiegłem po schodach i otwarłem drzwi.
- Siema! Stary ! Co ty śpisz? A tutaj się melanż szykuje! - powitał mnie Diego.
- CO?! Jaki melanż?
- Kupiłem piwo jakieś przekąski, zaraz wpadnie Maxi i Andrez. Nie mów że zapomniałeś?! 
- O czym?!
- Dziś mecz Barcy!!!
- Aaa... No rzeczywiście! Kuchnia jest tam biegnij szybko wstaw piwo do lodówki ja ogarnę salon i włączę tv.
- Spoko.
- A co zrobimy z Fran? To jedyna baba która została w domu. - zapytałem.
- Nic! Ta baba też lubi piłkę nożną i zimne piwo! - zaśmiała się Fran, a my z Diego wystawiliśmy oczy  ze zdziwienia.
- Spoko! - powiedziałem i poszedłem ogarnąć kanapę, a Diego poszedł do lodówki. 
W tedy znowu zadzwoniła dzwonek do drzwi. To była Violetta. Rzuciła mi się na szyję i obdarowała soczystym całusem po czym chwyciła Fran za nadgarstek i gdzieś zabrała.
Po kilkunastu minutach pojawili się chłopaki i zaczęliśmy oglądać meczyk.



Fran
Violetta zorganizowała bilety na premierę naszego ulubionego Filmu "Trzy metry nad niebem", wzięłyśmy ze sobą Nati, do której ciągle dzwoniła Ludmiła w końcu się zdenerwowałam i wzięłam ten telefon i wyjęłam baterię.
W kini zdałam sobie sprawę jak bardzo tęsknię za Marco, jak bardzo brakuje mi jego uśmiechu, życzliwości, czułości. Uświadomiłam sobie że z z Tomasem nie czuję się tak cudownie jak z Marco.
 Chyba nawet jestem w stanie mu wszystko wybaczyć. Tak bardzo bym chciała z nim porozmawiać, przytulić.
Eh...
Violetta odwiozła nas do domu, było już dosyć późno, chłopaki pozasypiali z tego kibicowania, więc przykryłam ich kocami i udałam się do swojego pokoju gdzie odgrzebałam pudełko ze zdjęciami z Marko i oddałam się rozmyślaniu.
 

P. S

Jeśli macie chwilę, to polecam wam film " Trzy metry nad niebem" Jeśli jesteście dość duźi, jest to dramat miłosny.

 

Oczywiście liczę na komentarze :*
<3 <3 <3



   

Co powiecie na nowy rozdział???

Hmm??

Jest ktoś zainteresowany???

<3 <3 <3

poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział 55

Rozdział 55

Leon
W tym domu działo się coś dziwnego, najpierw Marija trzaska drzwiami teraz z impetem wychodzi stąd  Fede. O co chodzi? Nagle usłyszałem pisk, krzyk i przeraźliwy wrzask dziewczyn. Wybiegłem przed dom i zobaczyłem Mariję stojącą w oknie.
- Co ty robisz? Złaś stamtąd! - krzyczałem ale ona ani drgnie.
- Chodź! Pójdziemy od środka. - krzyknęła Violetta i wraz z Fran pobiegliśmy do domu. Niestety drzwi były zamknięte. Stale krzyczałem i błagałem ją żeby nie robiła nic głupiego. Zacząłem zdawać sobie sprawę że mogę ją stracić w tedy chyba by mi pękło serce, moją siostrzyczkę, przyjaciółkę, kumpla, mogę ot tak stracić. Odepchnąłem się od balustrady i z impetem wyważyłem drzwi do jej pokoju. Wbiegliśmy tam ale jej nie było w oknie. Padłem na kolana przed nim i zacząłem płakać, Violetta pochyliła się nad mną i starała się mnie pocieszyć.
- Straciłem ją! - krzyknąłem.
Fran podeszła do tego okna też ze łzami w oczach.
- Jest! Widzę ją! Żyje! - krzyknęła Włoszka
Podniosłem się i z prędkością światła pobiegłem na dół. Wybiegłem przed dom i zobaczyłem Mariję nieprzytomną w rękach Diego.
- Zobaczyłem że stoi w oknie,nie zdążyłem po ciebie pobiec bo ona chyba straciła przytomność i osunęła się na ziemię. - Tłumaczył Diego
- Szybko dzwońcie po karetkę! - krzyknąłem do dziewczyn które stały za mną. 
Modliłem się żeby wszystko się jakoś ułożyło, żeby wszystko było w porządku. 
- Dziękuje. - powiedziałem do Diego
- To tak że moja siostra mimo że nie mamy wspólnych rodziców. - powiedział i poklepał mnie po ramieniu.
Na jego twarzy również widziałem strach i przerażenia. W końcu przyjechała karetka sanitariusze wzięli Mariję do środka i zawieźli do szpitala. 
- Violetta bierz kluczyki jedziemy za nią! - krzyknąłem
- Ja nie mogę z wami jechać ale zadzwońcie jak się czegoś dowiecie.  - powiedziała Fran
- Dobrze. - odpowiedziała jej Violetta i usiadła za kierownicą samochodu.
- Diego! - krzyknąłem - Wsiadaj!
To było bardzo dziwne moja dziewczyna wiozła swojego byłego chłopaka, a za razem mojego wroga i mnie w jednym samochodzie, przypuszczam że musiała czuć się dziwnie.
W końcu dojechaliśmy Viola nas wysadziła i pojechała zaparkować samochód. 
Siedzieliśmy pod salą w milczeniu, po kilku minutach wyszedł do nas lekarz.
- Panowie z rodziny? - zapytał - Poproszę panów dane.
- Ja jestem Leon Verdaz, brat pacjentki. - odpowiedziałem
- Dobrze. - powiedział notując to sobie. -A pan?
- Ja... jestem Diego...
- Do jej przyszywany brat. - wyręczyłem go.
- Zapytam pacjentki czy chce was widzieć.
- Dobrze. -odpowiedzieliśmy zgodnym chórem.
Po chwili lekarz wrócił.
- Mogą panowie wejść. - powiedział
Poparzyliśmy się na siebie, Diego dal mi znak abym wszedł pierwszy, ale lekarz chwycił mnie za rękę.
- Pacjentka chce widzieć was razem. - powiedział.
To mnie trochę zdziwiło, no ale cóż. Weszliśmy tam oboje, Marija leżała pod kroplówką, wyglądała strasznie, makijaż miała bardzo rozmazany oczy opuchnięte.
- Co ci odbiło! - zacząłem, a ona milczała.
- Wszystko będzie dobrze już my sobie z nim porozmawiamy. - mówił Diego, a ja nie miałem pojęcia o kogo chodzi.
- O co chodzi? - zapytałem.
- To Fede się całował przy niej z Ludmiłą! - powiedział Diego
 Popatrzyliśmy na siebie później na Mariję i zdaliśmy sobie sprawę że nie powinniśmy o tym przy niej mówić, jej oczy znów napełniły się łzami.
- Widzisz co narobiłeś?! - krzyczałem
- Ja?! Gdybyś się bardziej interesował siostrą a nie Violettą to może  byś o tym wiedział.
- Nie mieszaj w to Violetty!
- Bo co?
Już staliśmy na przeciwko siebie trzymając się za koszulki.
- Siadajcie i się uspokójcie! - krzyknęła Marija - Już! Siadać! I nie gadać!
- Dobrze! - powiedzieliśmy równo.
- Mam dość tych kłótni, bijatyk i ciągłego słuchania jak to jeden jest lepszy od drugiego. Leon jesteś moim bratem i bardzo dobrym przyjacielem zawsze mogę na ciebie liczyć i mimo że znam cię dopiero kilka miesięcy to wiem że jesteś wspaniały. Diego, ciebie znam nieco dłużej mimo że się nie dogadywaliśmy to zawsze stawałeś w mojej obronie, wiem że wybaczyłeś mi nawet to że chciałem cię zniszczyć... - mówiła a każde z jej wypowiedzianych słów trafiało do nas ze zdwojoną siłą - Jesteście obydwoje moimi najlepszymi braćmi, i mimo że nie mamy wspólnych rodziców myślę że powinniśmy utrzymywać stosunki rodzinne...prawda Diego?
- ... - on milczał, szturchnąłem go - Tak... myślę że tak.
- Leon wiem że Diego wyrządził i tobie i Violi wiele przykrości ale myślę że każdy zasługuje na drugą szansę, a patrząc na wasze charaktery myślę że szybko się dogadacie. Co wy na to żeby zakopać topór wojenny i się pogodzić?
Mnie osobiście zatkało, nie wiedziałem co mam powiedzieć, co myśleć, a jeśli on znowu będzie chciał nas skrzywdzić, w sensie Violette.
- Dobra milczycie, to znaczy że chyba musicie to przemyśleć, daję wam pięć minut. Teraz sąd wyjdźcie i zawołajcie Violettę. Proszę.
Wyszliśmy z sali i powiedzieliśmy Violi żeby weszła. oparliśmy się o
ścianę i zaczęliśmy rozmawiać o tej przemowie Mariji i o tym czego od nas wymaga, nasza rozmowa stała się bardzo szczera Diego się przed mną otworzył, opowiedział wszystko o swojej przeszłości zrozumiałem dlaczego tak krzywdził wszystkich bo po prostu nigdy nie zaznał prawdziwej miłości. Później ja mu opowiedziałem trochę o sobie, można powiedzieć że prócz czasów przedszkolnych wszystko mu opowiedziałem. 
Myślę że możemy zaufać Diego, ale postawimy pewne warunki.
Weszliśmy do sali, na łóżku siedziała Marija i Viletta która czesała jej włosy.
- I co? - zapytała Viola
A my się śmialiśmy.
- Dobra to ja pierwsza powiem co mam powiedzieć i zmykam. - powiedziała Violetta - Diego! wybaczam ci twoje zachowanie i myślę że możemy zostać znajomymi, a może w przyszłości przyjaciółmi, wiec tylko że nie chce wracać do tego co było. - i podała mu rękę na zgodę
- Zgoda! Ja przepraszam za wszystkie moje podłe zachowania. Ja wiem, że zawsze zostanie wam wszystkim, a szczególnie tobie Violetto uraz do mnie ale zrobię wszystko abyście poznali tez moją dobrą stronę. - powiedział Diego i uścisnął dłoń Violetty.
- Pa, pa! - powiedziała i ucałowała mnie w policzek po czym pomachała do Mariji i poszła.
- No chłopaki czekam na wasz znak pojednania. - powiedziała Maria - jeśli chcecie do postawimy warunek że jeśli któryś  któremuś zrobi coś złego to obydwaj będziecie musieli się ze mną pożegnać, myślę że to uczciwe.
- Tak. - powiedzieliśmy równo 
- Diego słuchaj zacznijmy od nowa. Jestem Leon, Leon Verdas i chcę być twoim kumplem. - powiedziałem i wybuchnąłem śmiechem, Diego również.
- Miło mi cię poznać jestem Diego, myślę że się dogadamy. - powiedział Hiszpan z wielkim uśmiechem. 
Popatrzyliśmy na Mariję która zwijała się ze śmiechu. Usiedliśmy obok niej i przegadaliśmy całą noc.
Kto by pomyślał że moja siostra pogodzi mnie z moim największym wrogiem. Co jak co ale ona to prawdziwa Verdaska, ma w sobie wszystkie te cechy które robią z człowiekiem coś, coś tak potężnego że uległ by każdej prośbie przez nią danej. Kocham ją.

Czytasz = komentujesz :* <3 <3 <3



A moze nowy rozdzial? co wy na to? hmm???

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 54

Rozdział 54

Leon
Wpadłem wkurzony do domu, na prawdę nie rozumiem czemu Luka tak się zachowuje.
- Fran! - krzyknąłem a Włoszka wychyliła się z  kuchni
- Tak?! - zapytała
- Wiesz o tym że Luka wrócił?
- Nie, na prawdę? Nic mi nie wspominał.
- To nie zgadniesz co zrobił?!
- Uspokój się troszkę i powiedz.
- Kazał nam się wynosić on teraz będzie zarządzał swoim interesem.
- Nie wieżę! - krzyknęła i pobiegła na górę.
Ja usiadłem w salonie i zacząłem rozmyślać co teraz będę robił, niebawem święta jak je spędzimy. W tedy weszła Violetta, bez pukania czuje się tutaj jak w domu i dobrze, po jej minie widać było że coś nie tak.
- Co się stało skarbie? - zapytałem i pocałowałem ją w policzek
- Mam tego wszystkiego dość! Najpierw Luka w Resto na mnie nawrzeszczał że to jego knajpa i mam robić tak jak on sobie  tego życzy, a później odbyłam poważną rozmowę z ojcem.
- Oj biedaku - powiedziałem i znowu ją pocałowałem - Co do resto to Luka wypowiedział nam dzierżawę lokalu i on przejął władzę, niestety.
-Dla czego mi wcześniej nie powiedziałeś?
- Musieliśmy się minąć po drodze, chciałem najpierw pogadać z Fran.
- I co?
- I nic, ona nawet nie wiedziała że on przyjechał.
- Znowu się wszystko wali, ledwo zaczęło się układać a już mamy kolejne problemy. - powiedziała i wtuliła się we mnie.
- A co to była za rozmowa z twoim ojcem? Hmm???
- Zadzwoniłam, żeby zapytać dla czego na moim koncie nie pojawiły się pieniądze, a on oświadczył że mamy teraz sami o siebie zadbać, że aby dojść do czegoś w życiu trzeba ciężko pracować.
- I co?!
- Nie wiem, to co zarabiałam w resto starczało na jedzenie i moje drobne wydatki, a rachunki opłacaliśmy przez konto na które tata przelewał pieniądze.
- No a Fede nie ma pieniędzy?
- Właśnie nie bo zainwestował w coś tam, a wytwórnia go jeszcze nie rozliczyła bo płyta jet w ciągłej obróbce jeszcze nie mam z niej żadnego zysku.
- I co masz zamiar zrobić?!
- Nie wiem! 
- Sprzedaż dom?
- O nie! To jedyne miejsce w którym pamiętam mamę i wiążę z nim wiele wspomnień.
- To co zamierzasz?
- Nie wiem, Leon pomóż mi...
- Kocham cie! I na pewno coś wymyślę. - powiedziałem i ją pocałowałem, po czym, ona usiadła na mnie i zaczęliśmy namiętny pocałunek. 


Fran

Pobiegłam do swojego pokoju wygrzebałam telefon i wybrałam numer do Luki.
- O cześć siostra! Właśnie miałem do ciebie zadzwonić.
- Zamknij się! - krzyknęłam -Jesteś najokropniejszym bratem na świecie w dodatku samolubnym i zarozumiałym. Co się stało że jaśnie pan " Wielka Sława" zawitał w Buenos Aires? Czyżby świat nie był jeszcze na ciebie gotowy?
- Fran, uspokój się! Zaraz przyjadę po ciebie i twoje rzeczy.
- Nie przyjeżdżaj ja się nigdzie z tobą nie wybieram.
- Ale, Francesko!
- Nie słucham cię, jak mogłeś tak potraktować moich przyjaciół i... Yyyyy w ogóle nie chce mi się 
z tobą rozmawiać. Nie chcę cie znać i wiedz że teraz już nikt nie przyjdzie do twojego resto!.
Nawrzeszczałam na niego i mi ulżyło, może byłam trochę za ostra ale mógł inaczej się zachować w jego imieniu przeproszę przyjaciół.
- Hej kochani. - powiedziałam zchodzonc do salonu gdzie była Violetta i Marija no i oczywiście Leon. - Chciałam was przeprosić za zachowanie Luki, nie wiem o co mu chodzi, zachował się okropnie i pomyślałam że jako nauczkę nie powinniśmy tam teraz chodzić.
- Skoro tego chcesz. - powiedziała Marija

Marija

- Wiecie co?! - powiedziałam kiedy Fran usiadła obok mnie
- Co?! - zapytał Leon
- Dom Violetty można wynająć a ona i Fede mogą zamieszkać u nas.
- No to w sumie dobry pomysł. - powiedziała Violetta - Ale z czego będziemy się utrzymywać?
- Hmm...- zaczęłam myśleć - Wy już kończycie szkołę, no nie?
- Tak w grudniu mamy zakończenie roku szkolnego. - powiedział Fran
- To świetnie!
- Nioe rozumiem mów jaśniej! - powiedział Leon
- Przerobimy garaż na własną szkołę śpiewu, muzyki i tańca, co wy na to?
- Ale my nie jesteśmy nauczycielami. - powiedział Leon
- Ale jesteście znani dzięki The U-mix Show, ludzie już was rozpoznają więc będą chcieli się od was uczyć.
- Myślisz o takiej prywatnej szkole? - zapytała Fran
- No coś takiego, garaże są duże bo mieściły trzy samochody, wystarczy trochę farby kilka potrzebnych sprzętów i gotowe.
- W sumie to ni głupi pomysł. - powiedział Leon.
- To co wchodzicie w to? - zapytałam a oni zgodnym chórem powiedzieli "tak".
Później Viola zadzwoniła do Ludmiły, a Leon do Maxiego i Andresa, Fran napisała do Nati i tak nasz pomysł rozszedł się po znajomych. Ja sama poszłam spotkać się z Fede.
Umówiliśmy się w cukierni obok studia nagraniowego. Usiadłam przy stoliku i zamówiłam sobie szarlotkę z lodami, patrzyłam przez okno, jak alejkami spacerują zakochane pary. Ekspedientka przynosiła moje zamówienie, wyglądało tak apetycznie że od razu musiałam spróbować, wzięłam kawałek do ust i spojrzałam znów przez okno  i żałuję że to zrobiłam bo zobaczyłam Federiko z...
 Ludmiłą! Zaczęłam krztusić się tym ciastkiem, ale ktoś podał mi szklankę wody i poklepał mnie po plecach. spojrzałam na swojego wybawiciela to był... 
- Doiego?! -  krzyknęłam - Dzięki!
- Tak! Spoko nie ma sprawy. - mówił a ja patrzyłam przez to okno i czułam jak po moim policzku spływają łzy - Coś się stało? - zapytał Hiszpan
Ja nic nie odpowiedziałam, a on podszedł bliżej mnie i spojrzał w miejsce przez mnie obserwowane.
- Rozumiem! - powiedział - Jeśli chcesz zrobię z nim porządek! - zaproponował i już chciał iść w stronę drzwi ale go przytrzymałam.
- Nie. - powiedziałam
- To może odprowadzę cię do domu? - zapytał - Nie powinnaś wracać w tym stanie sama.
- Dzięki. - powiedziałam kiedy tan wziął mnie braterskim objęciem bliżej siebie.
Pod domem jeszcze raz mu podziękowałam i pocałowałam w policzek. Weszłam do domu z wielkim impetem trzaskając drzwiami. Zaczęłam rozmyślać o tym co się przed chwilą stało, jak on mógł się tak zachować, a Diego? Co się z nim stało że taki miły. Nagle ktoś zaczął walić po moich drzwiach.
- Marija wpuść mnie ! - krzyczał Federco.
  - Nie! Wynoś się! - krzyknęłam bo na prawdę nie chcę go widzieć, nie chcę słuchać jego nędznych tłumaczeń. wzięłam Kartkę i napisałam: " Drogi Fedreriko chyba nie jest nam, pisane być razem, życzę szczęścia z Ludiłą. A tak po za tym do świetnie do siebie pasujecie. Mną się nie przejmuj już kilka razy ktoś załamał mi serce więc pewnie się jakoś pozbieram. P.S oddaję to co mi kiedyś dałeś." Włożyłam list do koperty wraz z bransoletką po czym ją zakleiłam. Pod chyliłam drzwi pod którymi siedział Fede i dałam mu kopertę po czym szybko zamknęłam je. Później słyszałam jak gdzieś poszedł a później wrócił i wsunął mi kopertę pod drzwiami. Otwarłam ją " Przepraszam, nie chciałem tego zakończyć w ten sposób" W tedy coś we mnie pękło, do oczu napływały mi litry łez, w mojej głowie kumulowały się tysiące myśli. Podeszłam do okna otwarłam je i stanęłam na parapecie...

P.S

I co wy na to? Liczę że pojawią się komentarze.

A i zaszłą mała zmiana a mianowicie nie będę już numerów rozdziałów pisać po rzymsku bo stają się one bardzo skomplikowane. 



Bardzo przepraszam, wiem że weekend się już kończy, a rozdziału dalej nie ma ale jeśli dacie mi około godzinki to coś zmajstruję.

Wiem że obiecałam go bardzo dawno ale ten weekend był dla mnie ciężki, bo miałam mały wypadek i leżakowałam sobie w szpitalu gdzie nie było jak pisać.

Podsumowując: 

NIEDŁUGO ROZDZIAŁ !!!

<3 <3 <3


czwartek, 17 października 2013

Niebawem weekend co powiecie na nowy rozdział ???

 

P.S
Czy jet ktoś chętny do tego opowiadania, które mogę zamieścić na blogu?


środa, 9 października 2013

Rozdział 53

Rozdział 53

Marija
Po czterdziestu minutach z gabinetu lekarza wyszli zapłakani Brad i Cami.
- I co? - zapytałam niepewnie
- Jeszcze dziś musimy podjąć decyzję o wyjeździe do stanów. - powiedziała smutna Cami
- Więc na co czekacie? - zapytał Andrez
- Proszę! - powiedział Leon dając im kopertę.
- Co to? - zapytała Cami
- Na pewno chcecie jechać razem z nią, więc wszyscy się złożyli. - wyjaśnił
- Ale my nie możemy tego przyjąć, już i tak wiele od was dostaliśmy. - powiedziała dziewczyna
- Nie wygłupiajcie się jeśli nie weźmiecie to się obrazimy. - powiedziała Violetta
- Jesteście kochani dziękujemy. - powiedział Brad i razem z kami kolejno każdemu z nas podziękowali.
Po czym udali się z powrotem do tego lekarza i poinformowali że mogą jechać. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
- A czy sprawa ojcostwa się wyjaśniła zapytałam cicho Cami.
- Tak lekarz wyjaśnił mu że widocznie mała wzięła ten gen odpowiedzialny za kolor skóry po mnie i dla tego, ale zgodność krwi jest prawidłowa między nimi. - wyjaśniła mi przyjaciółka.
- Wiem że to nie moment, ale...- zaczęłam
- Tak?  -zapytała Cami
- Co ze ślubem?
- Będzie jak tylko mała wyzdrowieje. - powiedział Brad który podsłuchiwał.
Wszyscy się uspokoili i nawet trochę uśmiechali kiedy zaczęło się już wszystko układać. Teraz jedziemy do domu, Cami  i Brad muszą się spakować i przygotować do podróży. Siedziałam w salonie z mamą w milczeniu obserwowałyśmy jak wszyscy biegają, czegoś szukają. Leon wynosił bagaże do samochodu, a Violetta telefonicznie rezerwowała im samolot. Kiedy byli już gotowi do drogi nadszedł moment pożegnania. Nasza mama wstała i dała im jakąś kartkę.
- Dzieciaki, jesteście jeszcze tacy młodzi a już musicie zderzyć się z wieloma przeciwnościami losu, szukając pozytywów w tej sytuacji można dostrzec tylko jeden, że zbliżycie się do siebie jeszcze bardziej. Życzę wam szczęścia. A tutaj jest adres hotelu w pobliżu kliniki którego właścicielem jest ojciec chrzestny Leona, kiedy mu powiedziałam w jakiej jesteście sytuacji powiedział że oczywiście możecie tam mieszkać ile chcecie i nie przejmujcie się opłatami ani nic. - powiedziała mama
- Ale... - zaczęła Cami - przepraszam brak mi słów, jest pani i pani rodzina dla nas taka miła i pomocna, jak my się wam odwdzięczymy.
- Proszę nawet o tym nie myśleć, ludzie powinni sobie pomagać.  - powiedziała mama mocno ich przytuliła i ucałowała.
Później kolejno się z nimi żegnaliśmy, serce się krajało, ale teraz już wszystko powinno być dobrze.
Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń powrót Leona, te kłopoty Cami miejmy nadzieję że zły czas już minął. Usiadłam w kuchni na blacie opierając głowę o lodówkę i zaczęłam jeść ciastka, w tedy do kuchni weszła mama. Oj zły dzień się jeszcze nie skończył, Leon wspominał mi o tym co ona mu naszeptał. zaczynam się bać. Ona usiadła na krześle i patrzyła na mnie, ale się nie odzywała.
- Ja przyszłam tylko powiedzieć Dobranoc. - powiedziała Fran stając w drzwiach.
- Pa, pa. Kolorowych snów. - odpowiedziałam
Skoro Fran poszła już do siebie to musi być już późno, popatrzyłam na zegarek na piekarniku a tam za piętnaście pierwsza w nocy, zeskoczyłam z blatu i chciałam iść do siebie ale w drzwiach stanął Leon.
- No nareszcie w komplecie. Siadajcie! - rozkazała mama - Czy wy myślicie że my jesteśmy tacy głupi że się nie dowiemy co się tutaj dzieje?
- Nie wiem o czym mówisz, mamo?! - powiedział Leon
- Mieliście w ogóle zamiar powiedzieć nam o tym pobycie w więzieniu Leona?
- Skąd wiesz? - zapytał podłamany Leon
- Synku czy ty masz nas za jakiś zacofańców? Dzwonili do nas w sprawie wpłacenia za ciebie kaucji, ale ojciec zadecydował że nie, że jeśli posiedzisz to będzie dla ciebie nauczka. Najbardziej boli mnie to że okłamaliście wszystkich i że zmusiłeś do kłamstwa nawet siostrę. Synku nie tak cię wychowaliśmy, wszczynanie bójek, jakieś napady z ciężkim pobiciem. Co to było.
-A czy możemy porozmawiać w cztery oczy? Mari jest zmęczona. - powiedział Leon
- Dobrze, kochanie idź się położyć, a my dokończymy rozmowę.

*** 
Kilka dni później
Leon
Wyjaśniłem mamie wszystko podczas naszej ostatniej rozmowy. Zaraz następnego ranka mama miała samolot i wróciła do meksyku. Ja pomału staram się wciągnąć w rytm Buenos Aires, to ranne wstawanie, napięty plan dnia. 
Cami przysłała nam zdjęcie córeczki, która czeka już na operację.
 Odkąd wyjechał Brad mamy z Andresem więcej obowiązków, a na dodatek dziś do resto wpadł Luka.
- Cześć, Leon możemy pogadać, jak znajdziesz chwilkę?! - zapytał Włoch.
- No jasne usiądź sobie zaraz do ciebie podejdę. - powiedziałem.
Kiedy ogarnąłem wszystkie zamówienia, poprawiłem włosy i usiadłem koło Luki.
- To o czym chciałeś pogadać? - zacząłem
- Jak tam interes? - zapytał 
- A jakoś się kręci. - odpowiedziałęm
- Duży ruch. - podkreślił Luka
- Tak, Marija miała kilka dobrych pomysłów, które okazały się być trafne teraz ludzie ciągle tu przychodzą.
- A powiesz mi coś o tych pomysłach?
- No w poniedziałki, środy i piątki Marija robi kurs tańca w sumie bezpłatny, ale ludzie zostawiają jakieś napiwki " to na potrzeby resto" mówią...
- I tyle? - wtrącił
- Nie oczywiście ciągle są tu jakieś koncerty młodych zdolnych, karaoke, kilka razy miał tu koncert Federico, wiesz jako Włoski celebryta to przyszło sporo ludzi, a raz był też koncert Ludmiły.
- O no to ciekawie...
- I jeszcze czasem w weekendy organizujemy imprezy okolicznościowe.
- Tak... wspaniale. - mówił Luka z dziwnym promyczkiem w oczach.
 - Luka o co chodzi?
- Wiesz Leon lubię Cię, a powiedz mi jak księgowość firmy?
  - Dobrze Cami była pomagała w rozliczeniach, tak więc wszystko powinno być w porządku.
- Leon powiem prosto z mostu.
- Tak będzie najlepiej.
- Wróciłem.
- To znaczy?
- Wypowiadam wam umowę o dzierżawę lokalu i sam się tym teraz zajmę, oczywiście macie trzy miesięczny okres wypowiedzenia. - oznajmił z uśmiechem. 

Liczę na komentarze. :*
<3

   

wtorek, 8 października 2013

Kochani bardzo przepraszam ale nie zdążę wam dzisiaj ogarnąć rozdziału, najwcześniej ukaże się dopiero jutro późnym po południem.

:( :( :( 

+ info. 

Masz pomysł na swoje opowiadanie, ale nie masz bloga, a chcesz żeby ludzie go przeczytali? 

Jeśli jest ktoś zainteresowany opublikowaniem przez mnie swojego opowiadania niech pisze w komentarzach w tedy podam wam adres i wasze dzieło ukarze się na stronce.

 Pozdrawiam! :* 

I przepraszam <3


niedziela, 6 października 2013

Rozdział 52

Rozdział 52

Violetta

 - Kocham cię. - powiedział kiedy skończyliśmy śpiewać 
- Ja Ciebie taż. - powiedziałam i go pocałowałam - Bardzo za tobą tęskniłam.
- Teraz już nic nas nie rozdzieli.
Leon mocno mnie przytulił dając do zrozumienia że na prawdę mnie kocha i za mną tęsknił.


Leon
 Kiedy już puściłem Viole podbiegli do mnie znajomi i zaczęli się ze mną witać. Podeszła do mnie również mama.
- Leoś kochanie. - powiedziała i ucałowała mnie w policzek po czym szepnęła na ucho - Wiem o wszystkim i musimy poważnie pogadać w domu.
- Stary jak ja za tobą tęskniłem! - krzyknął Andrez i rzucił mi się na szyję
- Spoko, już jestem, możesz mnie puścić... Stary serio dość
- Cześć chłopie ale cię dawno nie widziałem. - powiedział Fede
- No od naszego ostatniego spotkania też minęło trochę czasu. - dopowiedział Tomas
- Nadrobimy stracony czas. - powiedziałem - To może się czegoś napijemy?
I wszyscy kolejno złożyli zamówieni, na wzajem się obsługiwaliśmy i mieliśmy przy tym mnóstwo zabawy, ale mnie ciągle męczyło to co naszeptała mi mama że wie o wszystkim.
- Violetto. - powiedziałem klękając przed nią
- Co ty robisz? Wstawaj. - mówiła
- Chciałem ci to dać - powiedziałem dając jej złotą bransoletkę - nie bój się to nie oświadczyny. Po prostu już tyle razy to co było między nami się rozpadało już wielokrotnie wątpiliśmy w nasze uczucia. Chcę żebyś miała tą bransoletkę na znak że ja cię kocham, kochałem i zawsze będę kochał, żebyś po prostu nigdy w to nie zwątpiła. Violu KOCHAM CIE. - powiedziałem i ją pocałowałem, ona się popłakała ze wzruszenia a wszyscy bili brawo.
- Cicho! - Krzyknęła Fran - Dzwoni Cami.
Powiedziała, a wszyscy ucichli i czekali aż przyjaciółki zakończą rozmowę.
- I co? - zapytała Violetta kiedy Fran odłożyła telefon.
Oczy dziewczyny zalały się łzami na sam widok każdemu zaczęły napływać łzy do oczu.
- Fran! Co się stało! Powiedz coś! - krzyknąłem bo już nie mogłem wytrzymać.
- Leon uspokój się! - zdzieliła mnie po głowie mama - Kochanie powiedz co się stało? - powiedziała delikatnie mama
- Urodziła dziewczynkę, Chice (czytaj Czike) - powiedziała 
- Jupi! - Wszyscy odetchnęli z ulgą
- Ale za wcześnie o dwa miesiące i z wadą serca. - dodała ciszej Fran - Cami musi podjąć decyzję o wyjeździe do stanów do specjalnej kliniki gdzie będą mogli jej pomóc.
- Więc na co czeka, niech od razu podpisuje wszyscy się złożą i będzie dobrze.
- Ona nie o to się martwi tylko o to że Brad ją zostawił. - Krzyknęła
- Jak to? - zapytała Marija - Przecież chciał tego dziecka i nawet ten ślub planował.
- Dziewczynka jest biała, to znaczy nie ma ciemnej skóry po Bradzie i on stwierdził że to nie jego dziecko, nakrzyczał na Cami i wyszedł ze szpitala. 
- Maxi, Andres do samochodu. - krzyknąłem do chłopaków. - A wy pocieszcie jakoś Cami, spróbujcie ją przekonać do badań DNA, czy coś.
- A wy? - zapytała Violetta
- My znajdziemy Brada i z nim pogadamy. - powiedziałem i wsiadłem do samochodu.
Kazałem Maxiemu dzwonić ciągle do Brada choć ten nie odbierał, Andrez próbował namierzyć przez jakiś program komputerowy komórkę Brada, a ja jeździłem po okolicy wypatrując kumpla.
- Jest! - krzyknął Andrez
- Gdzie?!
- Przy galerii, ale zmierza w kierunku... domu?! - powiedział
- Leon uważaj! - Krzyknął Maxsi kiedy przez przypadek wjechałem na chodnik.
- Sory. - powiedziałem
Zobaczyliśmy naszego przyjaciela idącego wzdłuż drogi, zatrzymaliśmy samochód na poboczu i wysiedliśmy.
- Gratulację! - krzykną Andrez 
- Nie ma czego, chyba jedynie naiwności.
- O czym ty mówisz?! - Krzyknąłem
- Jak mogłem być taki naiwny i uwierzyć że to moje dziecko...
- Sugerujesz że Cami mogła by być z kimś innym niż ty? - zapytał Maxsi.
- Tak, to już nie pamiętasz jak sam coś z nią kręciłeś, ile razem czasu spędzaliście?! Już nie wnikam co robiliście, ale gratulacje należą się pewnie tobie.
- Czy ty się słyszysz? - Krzyknął Maxsi - Cami to moja przyjaciółka nic mnie z nią nie łączyło!
- Nie interesuje mnie to! - powiedział Brad 
- Uspokójcie się! - krzyknąłem rozdzielając z Andresem Maxsiego i Brada którzy już zdążyli skoczyć sobie do gardła. - Maxsi do samochodu, a ty idź z nim. - powiedziałem do Andresa - Nie wiem jaka jest prawda ale Cami teraz cię potrzebuje więc zamiast stroić fochy powinieneś być teraz przy niej a nie dokładać jej problemów, najlepiej będzie jak zrobicie testy w tedy wszystko będzie jasne... - mówiłem a mój przyjaciel patrzył w pustą otchłań.
- Ona jest taka malutka, ma takie małe palce, a oczy ma podobne do Cami... - mówił ze łzami w oczach.
W tedy zadzwonił telefon.
- No co jest siostra?  -zapytałem
- Malutka potrzebuje przetoczenia krwi, niestety my mamy inną grupę, musicie przywieść Brada.
- Dobra zrobię co w mojej mocy.  -powiedziałem
- Pośpiesz się... - powiedziała przez łzy i się rozłączyła.
- Brad, stary posłuchaj może to nie twoje dziecko ale ono teraz potrzebuje krwi i to bardzo szybko.
- To na co czekamy?! - powiedział i szybko usiadł do samochodu.
Łamiąc wszystkie przepisy drogowe dojechaliśmy do szpitala, wpadliśmy na oddział, ja powiedziałem w jakiej sprawie, z tego wszystkiego wszyscy oddaliśmy krew, okazało się że tylko jedna z nich pasowała małej Chice.
Wyjechaliśmy windą,  na korytarzu byli wszyscy znajomi, nawet nasza mama. Violetta cała zapłakana rzuciła mi się na szyję szukając pocieszenia, więc ją przytuliłem.
W pewnym momencie drzwi sali się otworzyły pielęgniarka wywiozła inkubator z maluchem zaraz za nimi wyszła Camila, Ledwo się trzymała, była cała blada i zapłakana, podszedł do niej Brad i  ją przytulił.
- Będzie dobrze. - powiedziała moja mama, ponoć słowa otuchy od osoby z doświadczeniem życiowym bardzie wspierają. 
- Państwo są rodzicami? - zapytał lekarz stojąc za Cami
- Tak. - powiedziała
- To znaczy ona jest matką. - oczywiście sprostował Brad
- Przestań! Ty jesteś jej ojcem, jestem tego w stu procentach pewna. - powiedziała zdenerwowana dziewczyna.
- No za to ja nie jestem tego pewien.
- Proszę państwa, proszę się uspokoić i zachować odpowiedzialnie. - powiedział lekarz - Proszę ze mną do gabinetu pana i panią. 

Proszę o komentarze.

<3 <3 <3