sobota, 28 września 2013

Rozdział XLIX

Rozdział XLIX


Fran
Wczoraj spędziłam miłe popołudnie z Federico, to fajny facet, był przy mnie kiedy zerwałam z Marco. Cieszę się że mogę zaliczyć go do grona przyjaciół. Szłam właśnie ze studia miałam wyczerpujący dzień kiedy nagle dostałam sms'a
"Hej, spotkajmy się w parku o szesnastej Tomas"
Ciśnienie mi skoczyło chyba do dwustu, to on! Tomas! Mój kochany Tomas przyjechał. Strasznie byłam podekscytowana, bardzo się za nim stęskniłam. Odpisałam mu "ok" i pobiegłam się przebrać.
O wyznaczonej porze a dokładnie z małym opóźnieniem pojawiłam się w parku on już tam stał z bukietem kwiatków i upominkiem.
- Tomas! strasznie się za tobą stęskniłam. - powiedziałam i rzuciłam się mu na szyję, on mnie pod nius i zakręcił w kółko, po czym postawił na ziemi i pocałował.
- Fran, nawet nie wiesz jak bardzo mi ciebie brakowało, dopiero po wyjeździe uświadomiłem sobie że cię kocham. - mówił a ja nie mogłam przestać się uśmiechać. - Czy nie zechciała byś być moją dziewczyną? 
- Nie! - odpowiedziałam, na co on wystawił wielkie oczy
- Ale... ale, ja myślałem że t coś do mnie czujesz?
- Bo czuję, Tomas ale związki na odległość nie mają szan.
- Na jaką odległość?
- Ja tu, ty w Hiszpanii. - powiedziałam troszkę załamana.
- Ale ja tu zostaję, podjąłem studia na jednej z lepszych uczelni w Argentynie więc?
- Jupi! - krzyknęłam ze szczęścia.
Długo spacerowaliśmy rozmawialiśmy, ciągle nie mogłam uwierzyć że to na prawdę się dzieje, że on tu jest.
Kiedy zszedł na temat Violi od razu mu zapowiedziała że nie chcę żeby ich coś łączyło. Poinformowałam mojego chłopaka o tym co przeszłą Violetta i że teraz obecnie czeka na Leon i razem będą szczęśliwi jak Tomas i Ja.

***
Następnego dnia

Marija

Jadłam sobie właśnie spokojnie śniadanie, przeglądając świeżą gazetę, kiedy do kuchni wpadł Brad.
- Proszę, musisz mi pomóc. - powiedział
- Coś się stało? Coś z Cami? 
- Co z nią? 
- No mówisz że mam ci pomóc.
- Co? O co ci chodzi?
- Dobra jeszcze raz zacznijmy tą rozmowę od początku. 
- Dobrze. - powiedział śmiejąc się Brad. - Cześć Marija, czy mogła byś mi pomóc?
- O cześć! Oczywiście, a w czym?
- Ha ha ha - śmiał się Brad i ja - Wymyśliłem że powinniśmy z Cami się pobrać
- To wspaniale! Gratulację.
- Dzięki, ale problem polega na tym że nie mamy kasy na wynajęcie lokalu i tak dalej.
- Przecież mamy Resto, możecie tam mieć przyjęcie, a płacić nie musicie to będzie prezent ślubny od Leona.
- Na prawdę?
- No jasne.
- A jeszcze coś czy została byś moim świadkiem? - wtrąciła Cami stojąca w drzwiach.
- Bardzo bym chciała, ale ja raczej znam was bardzo krótko myślę że Fran będzie odpowiednią osobą.
- Skoro tak uważasz, to poproszę ją. - powiedziała Cami
- Wspaniale kochane to ustalcie wszystko a ja lecę do studia mamy próbę z chłopakami.
- Pa pa kochanie! - krzyknęła Cami - I co teraz? - Zapytała samej siebie.
- Ale o co chodzi?
- Nie mam sukienki, nie mam rodziny...
- Poczekaj chwilkę. - powiedziałam i wyszłam na dwór szybko zadzwoniłam do Violi że potrzebna sukienka na ślub dla Cami, ona od razu się zgodziła i powiedziała że będzie za kilkanaście minut.
- Chcesz kawałek ciastka? - zapytała Cami kiedy weszłam do kuchni.
- Nie dzięki. A może byś do nich napisała list, taki w którym wszystko im opowiesz, a dodatkowo włożysz im tam zaproszenie na ślub i sami zdecydują czy przylecą czy nie, ale moim zdaniem na pewno się pojawią jesteś ich córeczką, na pewno będą chcieli byś przy tobie w takim szczególnym dniu.
- Może i masz rację, zrobię to samo z rodziną Bradweya.
 - No widzisz! - powiedziałam i zaczęłyśmy się śmiać.
- Puk, puk, czy ktoś zamawiał sukienkę? - zapytała Viola stojąc w drzwiach.
- O hej Violu, siadaj zrobię ci kawki.
- Dziękuję. - odpowiedziała - Zobaczcie co mam. - powiedziała i wyjęła z szarego pokrowca przepiękną sukienkę, była ona właśnie w stylu Cami.- To tylko do ślubu cywilnego więc pomyślałam że nie będziesz chciała żadnej balowej, a w tej sukience nie będzie zbytnio widać jeszcze malucha więc...
- Ona jest prześliczna! - pisnęła Cami i zaczęła ją do siebie przymierzać - Do tego może jakieś buty na koturnie.
- Tak, myślę że będą dobre. - powiedziałam
- Nie! - krzyknęła Violetta - Do niej pasują szpilki.
- Ale Cami jest w ciąży musi mieć stabilne buty, a w szpilkach grozi potknięcie. - powiedziałam
- No w sumie masz rację, a co z włosami?
- Choć! - powiedziała Fran która stała jakiś czas w kuchni i nas obserwowała.
Usadziła Cami na stołku na tarasie i przyniosła swój czarodziejski kuferek z gadżetami do włosów. Po kilkunastu minutach włosy Camili zostały ogarnięte.
- To na razie próbna fryzura. - powiedziała Fran z uśmiechem.
- Dziewczyny jesteście super, bardzo wam za wszytko dziękuję. - powiedziała Cami i wybuchła płaczem, chyba ze szczęście.     


Leon
Dni ciągną się strasznie powoli, ale na szczęście niebawem wrócę do domu, do siostry do przyjaciół i zobaczę Violettę. Ciekawe co u niej. Marija była u mnie nie dawno opowiedziała o Cami i tym co się dzieje w knajpie. Pochwaliła się nawet że znów ją coś wiąże z Fede a i dowiedziałem się też że Tomas wrócił czyli znowu będą kłopoty.

         Liczę na jakieś komentarze :* <3

5 komentarzy:

  1. Super rozdział czekam na kolejny i oby tak dalej...
    Pozdrawiam: Lili Gilbert

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział powiedzmy... Idealny i romantyczny *.* Ciekawe czy rodzina Cami będzie na ślubie... Czekam z niecierpliwością na next ^^ Zapraszam też na moje blogi: http://violetta-nowahistoria.blogspot.com/ , http://violetta-zycie-w-buenos-aires.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :) Uuuu Cami + Brad = Ślub + Dzidzia :) Taką matematykę to ja lubię :) hehe Zapraszam serdecznie do mnie : http://lavidadevioletta123.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :* Proszę niech Leon szybko wróci :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Leonetta 4ever!!!!!!!!
    Ola Piórkowska<3

    OdpowiedzUsuń