Rozdział 66
Marija
Znajomi rzucili mi się na szyję i mocno ściskali, było to uściski tak mocne że chwilami brakowało mi tchu. Po gorącym powitaniu usiadłam z nimi przy stoliku, Maxi zamówił sok, a reszta jeden przez drugiego o coś mnie pytali.
- Co się z tobą działo?!
- Gdzie Leon!
- Czemu się nie odzywałaś!
- Spokojnie, już wszystko mówię, tak strasznie się cieszę że tutaj jesteście, że mogę już z wami porozmawiać. Tak bardzo mi was brakowało. -mówiłam
- Do rzeczy, za godzinę mam joge! - krzyknęła Ludmiła, a Fran od razu zmroziła ją wzrokiem.
- Fran, daj spokój. Już wam opowiadam. Tylko od czego zacząć?
- Najlepiej od początku! - podsumowała Cami - Gdzie byłaś jak nie było cię z nami?
- No wiecie... To był dla mnie ciężki okres, wy wiedzieliście co chcecie En Vivo było dla was szczytem marzeń, a ja nie chciałam zostać na lodzie. Dodatkowo moja przeszłość mnie dogoniła i... - spojrzałam na Diego, on na mnie i oboje równocześnie spuściliśmy wzrok
- No mów! - ponaglała Nati - Tylko dokładnie!
- Poleciała do Francji do swojej babci, chciałam wszystko poukładać - znów popatrzyłam na Diego, on skinął głową w geście sugerując bym mówiła wszystko. - Moja matka, ta biologiczna i ojciec Diego próbowali się nade mną znęcać psychicznie, chcieli, pierwsze pieniędzy, później mnie, a później posunęli się o krok za daleko... - głos mi zadrżał, a kolana zmiękły, oczy wszystkich zrobiły się tak wielkie że aż straszne...
- W tedy... Przeszli na twoją nową rodzinę?! - zapytała Fran
- Doszli do wniosku ze mnie nie zegną, a Leon, tata czy mama, albo nasza siostrzyczka to mój najsłabszy punkt.Długo na prawdę długo nic nie dawałam po sobie poznać, szantaż był początkowo mało straszny, a ja na prawdę nie wiedziałam o co komu chodzi. Mniej więcej po trzech miesiącach babcia zmarła...
Diego wstał i podszedł do mnie po czym przykucnął i mocno przytulił.
- Nie musisz mówić... Na prawdę - szeptał tak cicho że tylko ja to słyszałam.
Później usiadł tuż obok mnie i gładził moją dłań aby zapewnić mi bezpieczeństwo.
- Tydzień po pogrzebie zaczęła się masakra, ciągłe naloty jakiś ludzi, próby kradzieży, włamań w skutek którego zostałam ranna...
- Ale... ale po co ? - pytała Cami
- Długo nie wiedziałam, ale po przesłuchaniu zaraz po tym włamaniu okazało się że babcia pochodziła z rodziny szlacheckiej, miała spory majątek, a całość zapisała właśnie na mnie...
- Czyli... Chcieli od ciebie tego majątku?- zapytał Maxi
- Tak... Niestety nic z tego... Dokładnie kierowana przez służby bezpieczeństwa postępowała zgodnie z ich zaleceniami. Normalne życie, studia na zwykłej uczelni praca w sklepie z ciuchami... Podczas gdy oni... - znów spojrzałam na Diego. - Działali już na innym poziomie...
- I co? - pytała zaciekawiona Ludmiła
- Nie miałam bladego pojęcia ze posuną się do tego stopnia... Postanowiłam wrócić do domu. Z lotniska w Argentynie przetransportowali mnie do więzienia, przesłuchiwali, przemaglowali, a dopiero na końcu powiedzieli co się stało. Załamałam się! Kiedy zobaczyłam rodziców, zdałam sobie sprawę z tego co się tutaj dzieje.
- Nam też nie było lekko. - powiedziała Violetta, z okropnym żalem
- Wiem, ale nie mogłam nic zrobić, specjalni detektywi, ochrona, policja, oni ciągle mówili co mamy robić, z kim możemy rozmawiać, gdzie możemy iść. To był okropny czas.
- Ale? - podsuwała mi odpowiedz Fran
- Ale na szczęście, odnaleźliśmy złodzieja, a moja matka... - znów zatrzymałam zdanie i spojrzałam na poszarzałą twarz Diego - i ojciec Diego, oraz ich wspólnicy trafili do więzienia
- A co z Leonem? - zapytał Andrez i na raz znajomi pochylili się bliżej mnie
- Dobrze, jest pod obserwacją lekarzy. Jutro wylatuje z rodzicami do Afryki tam podobno ma dojść do siebie.
- No kochana... u mnie masz usprawiedliwienie, ale myśle ze gdybyś nam wcześniej o tym powiedziała było by nam wszystkim łatwiej. - powiedziała Fran
- Wiem, wiem, ale gdybyście wiedzieli mogło by wam coś grozić.
Ani się obejrzałam, na zegarku było już sporo po dwudziestej drugiej, znajomi powoli się rozchodzili. Poprosiłam Diego żeby jeszcze został bo chciałam z nim porozmawiać, on oczywiście nie miał nic przeciwko.
-Violu! - krzyknęłam kiedy zobaczyłam że chce wyjść - Musze ci coś jeszcze dać - wyjęłam z kieszeni zieloną kopertę i podałam dziewczynie. Początkowo patrzyła na mnie jak na jakieś ufo, ale późnej wzięła - Tylko nie otwieraj za wcześnie dodałam kiedy była już w drzwiach.
Diego
Źle mi z tym co zrobił mój ojciec, nie wiem, nie rozumiem, po co? Dla czego? Jeki był tego cel. Staram się to zrozumieć, ale nie potrafię. Jedyne co mi teraz przychodzi do głowy to uciec.
- Diego! - Marija pstryknęła palcami - Proszę spójrz na mnie. - powiedziała łagodnie, a ja od razu na nią spojrzałem, chwyciła moje wielkie dłonie w swoje zimnie rączki i patrząc mi głęboko w oczy, tak jak by widziała w nich moją dusze zaczęła cichym melodyjnie brzmiącym głosem mówić. - To nie jest twoja wina, nie odpowiadasz za czyny swojego ojca, jesteś inny, jesteś moim... bratem. Nie wolno ci mnie nigdy zostawić. Słyszysz? Nie wolno! I na prawdę nie musisz się za nic obwiniać. Po prostu bądź przy mnie! Zawsze!
Nie byłem w stanie nic powiedzieć przytuliłem ją bardzo mocno, a w moim oku zrobiło się dziwnie mokro, nic dziwnego bo mój rękaw o który opierała się Marija też brał właśnie prysznic w słonych łzach. Siedzieliśmy długa chwilę przytulając się, aż zadzwonił jej telefon. I automatycznie się odkleiła.
Pożyczyłem jej swoja kurtkę i odprowadziłem pod drzwi domu.
Ta rozmowa, na prawdę wiele mi dała.
P.S
Szczerze powiem że jest mi bardzo przykro, że nikt nie komentuje i jeśli tak dalej pójdzie to usunę całego bloga bez zawahania.
Nie usuwaj bloga. Czytałam go nie raz. I jest boski. Właśnie skończyłam czytać od 1 rozdziału. I kocham twój blog. Wiec nie usuwaj. Zrób to dla mnie i też dodaj nowy rozdział. Plis. I paa;* Do następnego. <333
OdpowiedzUsuńAndzia;**