Rozdział 51
Marija
Poczułam chłód na ramieniu i dreszcze na szyi, po woli otwarłam oczy i przeciągnęłam się rozglądając po pokoju. Federico spała tuż obok mnie, na fotelu spała zwinięta Violetta, a na drugiej sofie spała Fran z Tomasem. Świece już były zgaszone a za oknami świeciło piękne słońce. "Co się tutaj dzieje?" zapytałam się siebie samej "Gdzie jest Leon?". Kiedy zaczęłam się wiercić kolejno budzili się moi znajomi.
- O już tak późno? - powiedział Tomas patrząc na zegarek.
- Ło! Jest już osiemnasta. - powiedziała Fran
- To ja już pójdę muszę się przygotować na jutro, Pa kochanie zdrowiej szybko. - powiedział i ucałował Fran. - Cześć wszystkim. - krzyknął i wyszedł.
- No Fede my też już powinniśmy iść. - powiedziała Violetta
- Tak masz rację, musimy jeszcze zadzwonić do Włoch. - przytakną Fede.
- A gdzie Leon? - Zapytałam a wszyscy dziwnie na mnie popatrzyli. - Przecież już przyjechał, był tutaj i śpiewał. - mówiłam
- Dzisiaj? - zapytała Violetta
- Tak, no przed chwilką, poszliście razem po zupę.
- Oj kochanie chyba miałaś straszną gorączkę to pewnie był tylko sen.
- Tak?! - zapytałam, trochę podłamana bo na prawdę za nim tęsknię.
- Idź lepiej się połóż, do jutra. Pa Pa. - powiedział Fede i razem z Violettą sobie poszli.
Poszłam do swojego pokoju i nie mogłam wciąż uwierzyć że to był sen. Usiadłam na łóżku i pomyślałam o tej piosence, wzięłam telefon i poszłam do pokoju Leona gdzie stoją klawisze zaczęłam sobie przypominać tę melodię. Wykręciła numer do ośrodku karnego w którym przebywa mój brat.
- Tak słucham. - usłyszałam poważny męski głos.
- Witam chciała bym rozmawiać z Leonem Verdas.
- A kim pani jest?
- Nazywam się Marija Verdas jestem jego siostrą.
- Proszę zaczekać zaraz przyprowadzę więźnia.
- Dziękuję.
Chwile czekałam z niecierpliwości.
- Leon Verdas, słucham. - usłyszałam jego głos - Halo? Jest tam kto?
- Tak... - powiedziałam cicho przez łzy
- O! Cześć siostra! Co jest? Ty płaczesz?
- Nie.! - zaprzeczyłam pociągając nosem.
- Przecież słyszę, coś się stało?
- Tęsknię za tobą mam dość bycia dorosłą! Dzisiaj przyśniło mi się że przyjechałeś i śpiewałeś z Violettą moją piosenkę.
- O! A jaką piosenkę?
- Poczekaj to ci zagram kawałek. - położyłam telefon i zaczęłam grać.
- Łał! Jesteś genialna, w końcu jesteś moją siostrą. Kocham cię, proszę wytrzymaj jeszcze kilka dni, już niebawem się zobaczymy. - mówił z takim spokojem w głosie.
Rozmawialiśmy tylko godzinę bo dłużej mu nie wolno, ale rozmowa z nim wiele mi dała, teraz mogłam iść spać, po prostu brakowało mi wygadania się braciszkowi. W końcu zasnęłam, ale nie w swoim pokoju tylko u Leona, może nie będzie zły.
- Cami jest w szpitalu ! - krzyknął
- Jak to?
- Poród zaczął się przedwcześnie.
- Skąd wiesz?
- Bradvey do mnie dzwonił.
- Lecę się ubrać i jedziemy tam.
- Nie! Oni nie chcą tam nikogo.
- Ale jesteśmy przyjaciółmi.
- To teraz nie ma znaczenia nie rozumiesz że dziecko rodzi się za wcześnie?
- No fakt nie pomyślałam, zadzwonię do dziewczyn i im to powiem.
- Dobra ja zadzwonię do Andresa i Maxiego.
I tak po godzinie wszyscy już wiedzieli i modlili się żeby wszystko było jak najlepiej z Cami i dzieckiem.
Całą noc czekałam na jakąś wiadomość od Cami ale nic, ubrałam się i poszłam do kościoła, dawno mnie tam nie było, jakoś straciłam zaufanie w istnienie boga ale skoro modlitwa i wiara czynią cuda może i tym razem się uda. W świątyni spotkałam Mari i Fran przyszły w tym samym celu co ja, nawet Nati i Maxi byli.
Po nabożeństwie udaliśmy się do domu Verdasów. Marija otwarła drzwi i wszyscy jednym torem obrali kierunek KUCHNIA.
- Co to za ciastka? - zapytał Fede.
- Nie wiem. - odpowiedziała Marija - Fran je chyba zrobiła.
- Nie ja nie mam z tym nic wspólnego. - zaprzeczyła Włoszka gryząc ciasteczko.
- To kto? - zapytała Marija
- O dzieciaki! Już jesteście. - usłyszeliśmy szczęśliwy głos mamy Leona
- Mama? - zapytała Marija.
- Tak, stęskniłam się za wami.
- Mamusiu! Chodźmy może na podwórko? Co? - powiedziała jak by niezadowolona Marija.
- Dobrze. - zgodziła się kobieta. - W szafce jest więcej. - powiedziała i mrugnęła okiem do chłopaków.
Liczę na komentarze.
Poszłam do swojego pokoju i nie mogłam wciąż uwierzyć że to był sen. Usiadłam na łóżku i pomyślałam o tej piosence, wzięłam telefon i poszłam do pokoju Leona gdzie stoją klawisze zaczęłam sobie przypominać tę melodię. Wykręciła numer do ośrodku karnego w którym przebywa mój brat.
- Tak słucham. - usłyszałam poważny męski głos.
- Witam chciała bym rozmawiać z Leonem Verdas.
- A kim pani jest?
- Nazywam się Marija Verdas jestem jego siostrą.
- Proszę zaczekać zaraz przyprowadzę więźnia.
- Dziękuję.
Chwile czekałam z niecierpliwości.
- Leon Verdas, słucham. - usłyszałam jego głos - Halo? Jest tam kto?
- Tak... - powiedziałam cicho przez łzy
- O! Cześć siostra! Co jest? Ty płaczesz?
- Nie.! - zaprzeczyłam pociągając nosem.
- Przecież słyszę, coś się stało?
- Tęsknię za tobą mam dość bycia dorosłą! Dzisiaj przyśniło mi się że przyjechałeś i śpiewałeś z Violettą moją piosenkę.
- O! A jaką piosenkę?
- Poczekaj to ci zagram kawałek. - położyłam telefon i zaczęłam grać.
- Łał! Jesteś genialna, w końcu jesteś moją siostrą. Kocham cię, proszę wytrzymaj jeszcze kilka dni, już niebawem się zobaczymy. - mówił z takim spokojem w głosie.
Rozmawialiśmy tylko godzinę bo dłużej mu nie wolno, ale rozmowa z nim wiele mi dała, teraz mogłam iść spać, po prostu brakowało mi wygadania się braciszkowi. W końcu zasnęłam, ale nie w swoim pokoju tylko u Leona, może nie będzie zły.
Violetta
Wzięłam odprężającą kąpiel i poszłam zrobić sobie kakao. Nagle do kuchni wbiegł Federico.- Cami jest w szpitalu ! - krzyknął
- Jak to?
- Poród zaczął się przedwcześnie.
- Skąd wiesz?
- Bradvey do mnie dzwonił.
- Lecę się ubrać i jedziemy tam.
- Nie! Oni nie chcą tam nikogo.
- Ale jesteśmy przyjaciółmi.
- To teraz nie ma znaczenia nie rozumiesz że dziecko rodzi się za wcześnie?
- No fakt nie pomyślałam, zadzwonię do dziewczyn i im to powiem.
- Dobra ja zadzwonię do Andresa i Maxiego.
I tak po godzinie wszyscy już wiedzieli i modlili się żeby wszystko było jak najlepiej z Cami i dzieckiem.
Całą noc czekałam na jakąś wiadomość od Cami ale nic, ubrałam się i poszłam do kościoła, dawno mnie tam nie było, jakoś straciłam zaufanie w istnienie boga ale skoro modlitwa i wiara czynią cuda może i tym razem się uda. W świątyni spotkałam Mari i Fran przyszły w tym samym celu co ja, nawet Nati i Maxi byli.
Po nabożeństwie udaliśmy się do domu Verdasów. Marija otwarła drzwi i wszyscy jednym torem obrali kierunek KUCHNIA.
- Co to za ciastka? - zapytał Fede.
- Nie wiem. - odpowiedziała Marija - Fran je chyba zrobiła.
- Nie ja nie mam z tym nic wspólnego. - zaprzeczyła Włoszka gryząc ciasteczko.
- To kto? - zapytała Marija
- O dzieciaki! Już jesteście. - usłyszeliśmy szczęśliwy głos mamy Leona
- Mama? - zapytała Marija.
- Tak, stęskniłam się za wami.
- Mamusiu! Chodźmy może na podwórko? Co? - powiedziała jak by niezadowolona Marija.
- Dobrze. - zgodziła się kobieta. - W szafce jest więcej. - powiedziała i mrugnęła okiem do chłopaków.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział.
OdpowiedzUsuńSzkoda że to z powrotem Leona to tylko sen.
Ciekawe co mama Mariji i Leona powie gdy się dowie że Leon jest w więzieniu.
♥Kocham♥Kocham♥Kocham♥
Weny życzę :)
Super rozdział.
OdpowiedzUsuńSzkoda że to z powrotem Leona to tylko sen.
Ciekawe co na to powie mama Mari i Leona?
♥Kocham♥Kocham♥Kocham♥
Weny życzę :)
leonetta 4evr!!!!!!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to był tylko senm,,,,,,,,,,,
Ola Piórkowska<3