środa, 9 października 2013

Rozdział 53

Rozdział 53

Marija
Po czterdziestu minutach z gabinetu lekarza wyszli zapłakani Brad i Cami.
- I co? - zapytałam niepewnie
- Jeszcze dziś musimy podjąć decyzję o wyjeździe do stanów. - powiedziała smutna Cami
- Więc na co czekacie? - zapytał Andrez
- Proszę! - powiedział Leon dając im kopertę.
- Co to? - zapytała Cami
- Na pewno chcecie jechać razem z nią, więc wszyscy się złożyli. - wyjaśnił
- Ale my nie możemy tego przyjąć, już i tak wiele od was dostaliśmy. - powiedziała dziewczyna
- Nie wygłupiajcie się jeśli nie weźmiecie to się obrazimy. - powiedziała Violetta
- Jesteście kochani dziękujemy. - powiedział Brad i razem z kami kolejno każdemu z nas podziękowali.
Po czym udali się z powrotem do tego lekarza i poinformowali że mogą jechać. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
- A czy sprawa ojcostwa się wyjaśniła zapytałam cicho Cami.
- Tak lekarz wyjaśnił mu że widocznie mała wzięła ten gen odpowiedzialny za kolor skóry po mnie i dla tego, ale zgodność krwi jest prawidłowa między nimi. - wyjaśniła mi przyjaciółka.
- Wiem że to nie moment, ale...- zaczęłam
- Tak?  -zapytała Cami
- Co ze ślubem?
- Będzie jak tylko mała wyzdrowieje. - powiedział Brad który podsłuchiwał.
Wszyscy się uspokoili i nawet trochę uśmiechali kiedy zaczęło się już wszystko układać. Teraz jedziemy do domu, Cami  i Brad muszą się spakować i przygotować do podróży. Siedziałam w salonie z mamą w milczeniu obserwowałyśmy jak wszyscy biegają, czegoś szukają. Leon wynosił bagaże do samochodu, a Violetta telefonicznie rezerwowała im samolot. Kiedy byli już gotowi do drogi nadszedł moment pożegnania. Nasza mama wstała i dała im jakąś kartkę.
- Dzieciaki, jesteście jeszcze tacy młodzi a już musicie zderzyć się z wieloma przeciwnościami losu, szukając pozytywów w tej sytuacji można dostrzec tylko jeden, że zbliżycie się do siebie jeszcze bardziej. Życzę wam szczęścia. A tutaj jest adres hotelu w pobliżu kliniki którego właścicielem jest ojciec chrzestny Leona, kiedy mu powiedziałam w jakiej jesteście sytuacji powiedział że oczywiście możecie tam mieszkać ile chcecie i nie przejmujcie się opłatami ani nic. - powiedziała mama
- Ale... - zaczęła Cami - przepraszam brak mi słów, jest pani i pani rodzina dla nas taka miła i pomocna, jak my się wam odwdzięczymy.
- Proszę nawet o tym nie myśleć, ludzie powinni sobie pomagać.  - powiedziała mama mocno ich przytuliła i ucałowała.
Później kolejno się z nimi żegnaliśmy, serce się krajało, ale teraz już wszystko powinno być dobrze.
Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń powrót Leona, te kłopoty Cami miejmy nadzieję że zły czas już minął. Usiadłam w kuchni na blacie opierając głowę o lodówkę i zaczęłam jeść ciastka, w tedy do kuchni weszła mama. Oj zły dzień się jeszcze nie skończył, Leon wspominał mi o tym co ona mu naszeptał. zaczynam się bać. Ona usiadła na krześle i patrzyła na mnie, ale się nie odzywała.
- Ja przyszłam tylko powiedzieć Dobranoc. - powiedziała Fran stając w drzwiach.
- Pa, pa. Kolorowych snów. - odpowiedziałam
Skoro Fran poszła już do siebie to musi być już późno, popatrzyłam na zegarek na piekarniku a tam za piętnaście pierwsza w nocy, zeskoczyłam z blatu i chciałam iść do siebie ale w drzwiach stanął Leon.
- No nareszcie w komplecie. Siadajcie! - rozkazała mama - Czy wy myślicie że my jesteśmy tacy głupi że się nie dowiemy co się tutaj dzieje?
- Nie wiem o czym mówisz, mamo?! - powiedział Leon
- Mieliście w ogóle zamiar powiedzieć nam o tym pobycie w więzieniu Leona?
- Skąd wiesz? - zapytał podłamany Leon
- Synku czy ty masz nas za jakiś zacofańców? Dzwonili do nas w sprawie wpłacenia za ciebie kaucji, ale ojciec zadecydował że nie, że jeśli posiedzisz to będzie dla ciebie nauczka. Najbardziej boli mnie to że okłamaliście wszystkich i że zmusiłeś do kłamstwa nawet siostrę. Synku nie tak cię wychowaliśmy, wszczynanie bójek, jakieś napady z ciężkim pobiciem. Co to było.
-A czy możemy porozmawiać w cztery oczy? Mari jest zmęczona. - powiedział Leon
- Dobrze, kochanie idź się położyć, a my dokończymy rozmowę.

*** 
Kilka dni później
Leon
Wyjaśniłem mamie wszystko podczas naszej ostatniej rozmowy. Zaraz następnego ranka mama miała samolot i wróciła do meksyku. Ja pomału staram się wciągnąć w rytm Buenos Aires, to ranne wstawanie, napięty plan dnia. 
Cami przysłała nam zdjęcie córeczki, która czeka już na operację.
 Odkąd wyjechał Brad mamy z Andresem więcej obowiązków, a na dodatek dziś do resto wpadł Luka.
- Cześć, Leon możemy pogadać, jak znajdziesz chwilkę?! - zapytał Włoch.
- No jasne usiądź sobie zaraz do ciebie podejdę. - powiedziałem.
Kiedy ogarnąłem wszystkie zamówienia, poprawiłem włosy i usiadłem koło Luki.
- To o czym chciałeś pogadać? - zacząłem
- Jak tam interes? - zapytał 
- A jakoś się kręci. - odpowiedziałęm
- Duży ruch. - podkreślił Luka
- Tak, Marija miała kilka dobrych pomysłów, które okazały się być trafne teraz ludzie ciągle tu przychodzą.
- A powiesz mi coś o tych pomysłach?
- No w poniedziałki, środy i piątki Marija robi kurs tańca w sumie bezpłatny, ale ludzie zostawiają jakieś napiwki " to na potrzeby resto" mówią...
- I tyle? - wtrącił
- Nie oczywiście ciągle są tu jakieś koncerty młodych zdolnych, karaoke, kilka razy miał tu koncert Federico, wiesz jako Włoski celebryta to przyszło sporo ludzi, a raz był też koncert Ludmiły.
- O no to ciekawie...
- I jeszcze czasem w weekendy organizujemy imprezy okolicznościowe.
- Tak... wspaniale. - mówił Luka z dziwnym promyczkiem w oczach.
 - Luka o co chodzi?
- Wiesz Leon lubię Cię, a powiedz mi jak księgowość firmy?
  - Dobrze Cami była pomagała w rozliczeniach, tak więc wszystko powinno być w porządku.
- Leon powiem prosto z mostu.
- Tak będzie najlepiej.
- Wróciłem.
- To znaczy?
- Wypowiadam wam umowę o dzierżawę lokalu i sam się tym teraz zajmę, oczywiście macie trzy miesięczny okres wypowiedzenia. - oznajmił z uśmiechem. 

Liczę na komentarze. :*
<3

   

2 komentarze:

  1. O.o Luca jest dziwny xD Oby wszystko dobrze było z córeczką Cami bo uduszę ;33 Rozdział świetny ♥ Czekam na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Leonetta 4ever!!!!!!!!
    ola Piórkowska<3

    OdpowiedzUsuń