czwartek, 3 października 2013

Rozdział 50

Rozdział 50

Marija
Obudziłam się ze strasznym bólem głowy, gardła i ogólnie ze złym samopoczuciem. Ubrałam się w dres i ciepłe kapcio - skarpetki, owinęłam się kocykiem i postanowiłam zejść do kuchni. Na korytarzu spotkałam Fran na powitanie się wzajemnie kichnęłyśmy, to musiało śmiesznie wyglądać. Obie się  rozchorowałyśmy, zrobiłyśmy sobie po herbacie i usiadłyśmy na kanapie z zamiarem zrobienia maratonu filmowego. Ledwo się ułożyłyśmy ktoś zapukał do drzwi z niechęcią poszłam je otworzyć.
- O cześć. - powiedziała na powitanie Violetta - Ja po Cami miałam ją wziąć do lekarza.
- Aaa... no to musisz do niej iść bo my z Fran się rozchorowałyśmy więc tam nie chcemy wchodzić żeby się ona od nas nie zaraziła. - objaśniłam.
- A no to spoko. - powiedział i szybkim krokiem poszła do pokoju Cami.
Ja ponownie usiadłam na kanapie i zaczęłyśmy oglądać jakiś film.
- I co? - zapytała Fran kiedy Viola zeszła.
- Cami śpi to nie będę jej na razie budzić.
- A no niech sobie pośpi puki może. - powiedziałam ze śmiechem.
- No! - Zaśmiałyśmy się wszystkie trzy.
- To może ja wam zrobię coś na rozgrzanie? Bo przy takiej grypie to musicie się dobrze odżywiać. - Powiedziała Viola.
- Nie chcemy cię wykorzystywać.
- Oj nie macie nic do powiedzenia idę do kuchni. - powiedziała i zniknęła w drzwiach kuchennych.
Już nam się zasypiało kiedy znów ktoś zapukał do drzwi. Tym razem poszła je otworzyć  je Fran. 
- Co jest kochanie? - zapytałam kiedy stanął przed mną Federico.
- Dlaczego nie odbierasz telefonu? - zapytał z pretensjami.
- Przepraszam telefon został w moim pokoju a nie mam siły iść po niego.
W tedy Fede usiadł obok mnie i mnie przytulił.
- Moja mała biedna chorutka. -powiedział z troską. - Może coś ci trzeba?
- Wiesz przydało by się coś na przeziębienie dla mnie i Fran.
- Już się robi, pojadę do apteki i kupię wam jakieś witaminy i może jakieś owocem.
- No! truskawki. - powiedziałam z uśmiechem.
- I wiśnie! - dodała Fran.
Fede w drzwiach minął się z Tomasem.
- Tomas? Co ty tu robisz? - zapytała z oburzeniem Fran
- No umówiliśmy się dziś na wycieczkę nad jezioro, zapomniałaś?
- A no tak. - powiedziała chwytając się za głowę.
- To co gotowa? - zapytał Tomas
- Nie widzisz że jestem chora? Nie mam ochoty wychodzić z pod kołdry.
- Oj przepraszam, kochanie nawet w chorobie świetnie wyglądasz. - powiedział i ją przytulił.
- Zrobiła bym ci herbaty ale rozumiesz źle się czuje.
- Sam sobie zrobię i tobie przy okazji też. - i udał się do kuchni.
My z Fran ponownie usiadłyśmy przed telewizorem i kontynuowałyśmy oglądanie filmu.


Violetta
- Dziewczyny wyjdzie stąd bo nachuchacie tymi bakteriami do jedzenia, a może Cami też zje. - mówiłam szukając marchewki w lodówce
- Cześć Violu.
- Tomas?! Co ty tu robisz?
- Przyszedłem do Fran.
- Aha, ona chyba jest w salonie. - podziałowym poddenerwowana, nie chce powtórki z wrażeń jak kochałam jego i Leona.
- Tak wiem przyszedłem po herbatę. - powiedział i próbował mnie wyminąć ale jakoś ciągle zachodziliśmy sobie drogę.
- Na długo przyjechałeś? - zapytałam kiedy zapadła niezręczna cisza.
- Tak dokładnie to nie wiem przeniosłem się na tutejszą uczelnię i dostałem staż jako nauczyciel muzyki w jednej z pobliskich szkół podstawowych.
- Aha. Cukier jest w szafce na dole. - powiedziałam i wyszłam z kuchni. W salonie siedział z dziewczynami Fede.
- Zupa będzie za kilka minut, a nie wiecie co z tą Cami?
- Cami przecież jest w Resto. - oznajmił Fede
- Jak to? - zapytałam ze zdziwieniem.
- No tak to, sam ją tam zawiozłem.
- Ale ja miałam jechać z nią do lekarza.
- Tak coś tam wspominała ale chciała iść z Bradem.
- Ale jak ona stąd wyszła? 
- Normalnie drzwiami. -powiedziała Fran.
- To wyście widziały jak wychodziła? 
- No tak.
Ciągle czułam jak Tomas się na mnie patrzy, jego wzrok był jak parzące ognie.
Nagle zgasło światło, a że dziś był bardzo pochmurny i  deszczowy dzień w domu zrobiło się ciemno.
 - Trzeba zaświecić świece. - oświadczyła Marija - Pełno ich tutaj i tylko kurz zbierają to w końcu się przydadzą. 
 Na te słowa wszyscy zaczęli się śmiać.


Marija
Po od świeceniu świec zrobiło się bardzo nastrojowo i romantycznie. Dzięki lekom które przywiózł Fede polepszyło się nam.
- I co my będziemy robić? - zapytała Fran.
- Mam pomysł. Viola chodź - powiedziałam wyślizgując się z objęć Federica  i pociągnęłam  Violettę do pianina.
- To jest tekst piosenki którą piszę już od dłuższego czasu, ale z moim dzisiejszym gardłem raczej jej nie zaśpiewam może ty spróbujesz? 
- No jasne tylko przeniosę tutaj kilka świec. - powiedziała z uśmiechem.
Violetta oparła się o instrument obok mnie usiadł Federico z gitarą i zaczęliśmy grać , Violetta zaczęła śpiewać swoją część i doszła do momentu kiedy ma śpiewać głos męski, w tedy stanął obok niej nie kto inny jak Leon. Przytulił ją i zaglądną do kartki ze słowami, zaczęli śpiewać piosenką tak jak by to było ćwiczone kilkaset razy, ich słowa były pełne uczuć. Wszyscy wpatrywali i wsłuchiwali się w nich ze zdziwieniem, a oni wpatrywali się sobie w oczy i się przytulali a na koniec się pocałowali. 
- Leon?! Co ty tu robisz? - zapytałam kiedy już skończyli się całować a przyjaciele skończyli bić brawo.
- Też się cieszę siostra że cię widzę. -powiedział z ironią w głosie ale i tak mocno mnie przytulił dając do zrozumienia że już na prawdę wrócił że wszystko będzie jak dawniej.
- Leon stary to się nazywa wejście. - powiedział Fede witając się z moim bratem.
- Dzięki no w końcu ma się ten romantyzm we krwi. - Zaśmiał się rzucił ten swój czarujący uśmieszek. - A my i tak musimy sobie poważnie porozmawiać. - dodał patrząc ze zgrozą na mnie i Fede.
Później przywitał się z Fran i z pogardą podał rękę Tomasowi.
- Leon a skąd ty się tu wziąłeś? - zapytałam
- Wiesz kiedy mamusia i tatuś się kochają... - zaczął  a ja mu przerwałam.
- Wiesz że nie o to pytałam! - krzyknęłam a wszyscy się śmiali
- No przyleciałem.
- A gdzie twoje bagaże? Długo cię nie było więc pewnie dużo bagaży i czekasz aż ktoś ci pomoże je nieść. -  mówił Fede
- Nie! - zaprzeczył Leon - Wiecie śmieszna historia, mój bagaż się zgubił na lotnisku.
- Ojejku! - powiedziała Fran.
- No nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, pewnie lotnisko niebawem  znajdzie bagaż. - powiedziałam. - Wiecie strasznie zgłodniałam.
- Moja zupa!!! - Krzyknęła Violetta i pobiegła do kuchni, a za nią Leon.   

Proszę o komentarze :) :*
<3 <3 <3


7 komentarzy:

  1. Swietny swietny i jeszcze raz wietny !!!
    Podoba mi się twoj styl pisania jest taki taki taki lekki.
    Kocham kocham kocham. Czekam az bedziesz miec checi do napisania kolejnego.
    Ciao :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. checi to ja mam i mnustwo pomyslow gozej z czasem ktorego mi brakuje do przelania ich na bloga. :-\ :'(
      ale obiecuje ze niebawem kolejny rozdzial :-) <3 <3 <3

      Usuń
  2. Świetny rozdział najbardziej podobał mi się powrót Leona.
    Kocham twój styl w jakim piszesz bloga ♥
    Czekam z zniecierpliwieniem na kolejny rozdział♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski ♥
    Powrót Leona i jego teks ,, Kiedy mamusia i tatuś się kochają..." rozbrajające
    Vilu ,, Moja zupa " ♥
    Kocham twojego bloga :) Świetnie piszesz ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział o wreszcie LEON wyszedł z PAKI jupi czekam na następny i oby tak dalej zapraszam do mnie...
    http://this-is-my-small-world-btr.blogspot.com/
    Pozdrawiam: Lili Gilbert

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział.
    Najlepszy Leon i jego tekst "Kiedy mamusia i tatuś się kochają..."
    Kocham tą piosenkę.
    Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny rozdział!!!!!!!!
    Leonetta 4ever. usmiałam się nawet nie wiem z czego
    ola Piórkowska<3

    OdpowiedzUsuń