piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział XXIX

Rozdział XXIX 

Leon
Dziś był pierwszy dzień w szkole. Niestety Marija była jeszcze słaba więc została w domu. Ja poszedłem po Violettę, a razem z nią z domu wyszedł Federico. Po drodze spotkaliśmy Naxi i Barda z Cami, później dogoniła nas Fran z Marco i Ludmiła z Andresem. Strasznie fajnie się szło taką wielką bandą. Drzwi do szkoły były otwarte, weszliśmy do środka wyglądała trochę inaczej niż studio, ale emitowała pozytywną energią. Uśmiechy na twarzach pojawiły się dopiero na widok Pablo i Angi, którzy od razu wręczyli nam rozkład zajęć powiedzieli co i jak i poprosili żebyśmy napisali każdy swoją własna nową piosenkę.
Po zajęciach chciałem iść z Violą na spacer, ale ona musiała wracać szybko do domu. Minąłem tor motocrossowy w drodze do domu i zdawało mi się że widzę tam Larę, nie to nie możliwe to musiało być jakieś przewidzenie. Poszedłem więc na cmentarz, ale nie mogłem znaleźć jej grobu, po kilkudziesięciu minutach się poddałem i wróciłem do domu.
Marija siedziała w kuchni, ja poszedłem do gabinetu mojego ojca bo kazał mi sprawdzić czy przyszedł jakiś tam rachunek. Zacząłem przeglądać pocztę nic takiego nie znalazłem więc włożyłem pocztę do szuflady tak jak to robi ojciec każdego dnia. Otwarłem szufladę i znalazłem dziwnie niebieską kopertę na której była pieczątka z kliniki badania DNA. Koperta była otwarta, a mnie zaciekawiło co w niej jest wyjąłem list i przeleciałem wzrokiem tak niedokładnie, aż napotkałem "... nie stwierdza się podobieństwa genetycznego między ojcem, a córką...". To mi wystarczyło żeby dopowiedzieć sobie resztę. Marija nie jest moją siostrą.

***

Marija
Weszłam do gabinetu ojca gdzie siedział Leon chciałam się dowiedzieć co w szkole, ale Leon spojrzał na mnie takim zimnym spojrzeniem wstał i mijając mnie jeszcze raz na mnie popatrzył i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
 Podeszłam do biurka taty i wzięłam do ręki ten list który Leon trzymał kiedy weszłam. Otwarłam tą kartkę ale jedyne co rzuciło mi się w oczy to: "... nie stwierdza się podobieństwa genetycznego między ojcem, a córką..." To nie może być prawdą! Nie teraz kiedy wszystko się ułożyło. Rozpłakałam się i pobiegłam do swojego pokoju wyjęłam walizkę i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Nagle dostałam MMS'a to było zdjęcie Federica z jakąś dziewczyną całujących się. No pięknie wszystko się wali, a mówił że kocha że nie zdradzi że będzie wierny. Co z niego za kłamca. O nie ja mu tego nie odpuszczę. A myślałam że chociaż na niego będę mogła liczyć. Zaraz zaraz kto przysłał mi tą wiadomość?.. Violetta! Chwilę później przyszedł SMS " Przepraszam cię nie mogę patrzeć jak Fede cię rani. Przykro mi." Też sobie znalazła moment na wyznania. Wszystko się wali!
Spakowałam jedną walizkę usiadłam na łóżku i pomyślałam " I co teraz? Gdzie pójdę? Co zrobię?"  Zaczęłam płakać jeszcze bardziej.

***
Leon
Nie wiedziałem co myśleć, co robić. Chciałem pogadać z Violetta ale nie odbierała. Muszę się odstresować. W tym celu poszedłem na tor, motor zawsze mi pomagał może tym razem też się uda. Poszedłem do gabinetu gdzie przesiadywał dyrektor toru czyli ojciec Lary. Kiedy otwarłem drzwi znów zobaczyłem Larę.
- Witaj Leonie! - powiedział Dyrektor i uścisnął moją rękę - Próbowałem się z tobą skontaktować od dłuższego czasu. Nie uwierzysz co się stało... - przerwałem mu
- Przepraszam pana chyba jeszcze nie powinienem tu przychodzić
- Źle się czujesz? - zapytał z troską
- Nie po prostu to miejsce za bardzo przypomina mi o Larze i wszędzie ją widzę.  
     - Nie ona na prawdę tu jest! - Mówił z wielkim uśmiechem na twarzy. - Usiądź sobie wszystko ci opowiem.
- Ok! - powiedziałem i usiadłem na fotelu, ale za oknem na prawdę chodziła w czerwonym kombinezonie Lara. 
- Słuchaj! Dzwoniliśmy do ciebie kilkaset razy. Lara żyje. Po prostu w klinice operowano dwie Lary w tym samym czasie i lekarze pomylili się z kartami, podczas operacji naszej Lary wystąpiły komplikacje i przewieźli ją do innej kliniki. Później przez ta pomyłkę kart zadzwoniono i poinformowano o śmierci, co było ciosem, ten cały pogrzeb i wszystko. Na drugi dzień po pochowaniu Lary zadzwoniono z  kliniki w Santa Fe  i wyjaśniono pomyłkę która zaszła. - tłumaczył. 
- To nie możliwe - powiedziałem
- Ale prawdziwe, zaraz ją tu zawołam.
 Jak powiedział tak zrobił po kilku minutach w drzwiach stanęła Lara podeszłam do niej i mocno ją uścisnąłem z niedowierzania. To przecież takie nie normalne, nie realne. A jednak ona na prawdę stałe przed mną. Zaprosiła mnie na przejażdżkę motocrossową po nowo otwartej części toru. Przy niej się wyluzowałem, wygadałem. 
Ona jest wspaniałą dziewczyną ciesze się że ją odzyskałem.
Spędziliśmy całe popołudnie i wieczór. Odprowadziłem ją do domu. A później sam wróciłem do swojego, było w nim dziwnie pusto, nigdzie nie było widać ani słychać Mariji, co jest grane? 

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział ! Nie mogę się doczekać następnego ! Zapraszam do mnie http://tini-stoessel-moja-historia.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oby była nadal nasza leonetta!!!!!!!!
    Leonetta 4ever!!!!
    Ola Piórkowska<3

    OdpowiedzUsuń