poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział XX

Rozdział XX

Marija
Następnego dnia rano obudził mnie Leon, który wlazł do mojego pokoju i po chamsku odsłonił mi firanki tak że słońce zaczęło mnie razić.
- Co ty robisz? Zasłoń to! - krzyczałam  
- Nie! - odpowiedział i zaczął ciągnąć mnie za nogi na ziemię - Wstawaj już! Zaraz śniadanie! I idziemy do studio!
- Zostaw mnie! - krzyczałam, ale on miał przewagę, czyli siłę.
- No ruszaj się masz pięć minut! Z zegarkiem w ręku czekam pod drzwiami. - Mówil wrzucając mnie do łazienki.
Nie rozumiem czemu mu się tak spieszy. Ubrałam się, uczesałam i pomalowałam. I gdy byłam gotowa wyszłam, a on czekał na mnie.

***
Leon
Wczoraj kiedy Marija poszła do siebie rozmawiałem z rodzicami o tej szkole i przekonałem ich, temu tak mi zależy żeby moja kochana siostra się pospieszyła bo rodzice mają nam oficjalnie dać zgodę. Nie musiałem ich długo namawiać, bo nasi rodzice są z Meksyku, sam się tam urodziłem, więc dziadkowie i kuzyni tez tam mieszkają. Musiałem tylko użyć odpowiednich argumentów żeby się zgodzili.
Usiedliśmy do stołu, byłem strasznie podekscytowany, a Marija była strasznie zła za tą pobudkę i pośpiech, zaczęliśmy jeść śniadanie, a ja kopałem mamę po kostce że by zaczęła mówić.
- Kochani. - zaczęła - Rozmawiałam z ojcem, dosyć długo o tej szkole, dodatkowo prześwietliliśmy ją w internecie. I doszliśmy do wniosku że to bardzo dobra szkoła, więc tym samym szansa dla was, której nie możecie zmarnować. 
- Serio? - zapytała Marija, a mama pokiwała głową że tak - Dziękujemy.  - Krzyknęła moja siostrzyczka i rzuciła się na szyję mamie a później tacie. Nie będąc gorszym zrobiłem to samo.
 W studio wszyscy byli uśmiechnięci i  podekscytowani. Podszedłem do Violi i ją pocałowałem na przywitanie.
- I jak? Gadaliście z rodzicami? - zapytałem.
- Tak! Mój tata powiedział że jeśli będziemy z Ludmiłą się razem trzymać i jeśli jej rodzice się oczywiście zgodzą to ja też mogę jechać. - mówiła Violetta - No i oczywiście jeśli ty będziesz tam przy mnie to tata będzie szczęśliwy.
- No to wspaniale. - powiedziałem i ucałowałem Viole - Nasi rodzice też się zgodzili na wyjazd.
- Moi również! - powiedziała Fran
- No moja mama powiedziała że jeszcze musi pomyśleć, ale wstępnie się zgodziła. - powiedziała Cami i  Fran od razu ją przytuliła.
- Moja sistra Lena chodzi tam do szkoły wiec mama się bez problemu zgodziła. - Powiedziała Nati 
- Moi rodzice tez się zgodzili w końcu to szansa dla mnie  - powiedział Maxi i przytulił Nati.
- A ty Andres?  -zapytałem przyjaciela.
- Powiedziałam mamie i ona się zgodziła, tyle że ja nie chcę jechać. - powiedział 
- Czemu? -zapytałem
- Sam nie wiem kurcze żal mi stąd wyjeżdżać. - mówił Andres - ale jeśli wy wszyscy wyjedziecie to ja tu sam nie zostanę.
- Czyli jedziesz z nami! - powiedziałem
- No dobra! - powiedział i zaczęliśmy się śmieć.
- A ty? - zapytała Cami swojego chłopaka.
- Jeśli ty pojedziesz to ja też. - Powiedział i ucałował Camilę w czoło.
- Diego! - zawołała Marija
- Co? 
- A ty jedziesz do Meksyku? - zapytała.
- Nie! Ja wracam do Anglii, tam ktoś mnie bardzo potrzebuje, ktoś przy kim powinienem być i dawać mu dobry przykład. - mówił
- Wracasz do Nicol? - zapytała Marija.
- Tak! Zdałem sobie sprawę że to z nią łączy mnie najwięcej. - mówił Diego. 
Później przyszedł Pablo i wypytał się nas kto jedzie ,a kto nie i dla czego.  Po czym dał nam po teczce z mnóstwem papierów do wypełnienia.
Poszliśmy wszyscy do Resto  i zaczęliśmy je wypełniać. Cieszę się że Diego zrezygnował z wyjazdu nie przepatrzył bym na niego w Meksyku.  Ciekawe co z Larą jak ona się czuje po rozstaniu z Diego, na pewno sobie poradzi jest twarda.

***
Dzień koncertu
Marija 
Kurcze to dziś mój debiut, Leon ciągle mi powtarza, że będzie dobrze i nie mam się czym denerwować. Papiery wysłaliśmy do Meksyku i jedziemy wszyscy z wyjątkiem Diego, on chyba zmądrzał wraca do Anglii do swojego dziecka, miejmy nadzieję że nie wywinie kolejnego numeru.
Zaczęliśmy się z Leonem szykować na koncert. Ubrałam  żółte spodnie, srebrne baleriny, biały T-shirt bez żadnych nadruków, i zawiązałam sobie kremową chustkę na szyi, włosy upięłam w wysokiego koka i założyłam ciemne okulary. Leon ubrał granatowe spodnie  i koszulę w biało granatową kratkę, oczywiście rozpiętą pod spodem miał białą koszulkę na na wierzch zarzuconą ciemną marynarkę.
Koncert zaczynał się o dwudziestej ale my byliśmy czterdzieści minut wcześniej.
Pierwsza piosenka, zaśpiewana wspólnie, drugą śpiewał Leon, później ja i Diego, następnie Violetta, potem Cami i Fran, i znowu Violetta, później moja solowa piosenka, i kolejna zaśpiewana razem, i występ chłopaków, a następnie znów moja piosenka, potem Violetta chyba dwie piosenki i na koniec wielki finał w wykonaniu wszystkich. Było wspaniale, przyszło kilka tysięcy ludzi. Po naszym koncercie poszliśmy do namiotu zabrać swoje rzeczy wszyscy byliśmy padnięci, co się dziwić było już dobrze po północy.
- Idziesz Marija? - zapytał Leon kiedy już mieliśmy wychodzić.
- Zaczekajcie przy bramie muszę wrócić po okulary. -odpowiedziałam i wróciłam do namiotu. 
Kiedy się odwróciła by wyjść zobaczyłam swoją matkę.
- Witaj córeczko. - powiedziała.
- Czego tu chcesz? -odpowiedziałam zdenerwowana.
- Świetny występ. - mówiła spokojnie.
- Dzięki! - opdowiedziałam
- Zmieniłaś się. Nie jestej już tą dziewczynką którą znałam.
-  Zmieniłam się? Może i tak. Może na gorsze, może na leprze. Zależy z której strony kto patrzy. Może zachowuję się poważniej, może dziecinniej. Tak i to prawda, że czas zmienia ludzi, ale to nie tylko czas. To także ludzie z którymi przebywasz.   
- Dlaczego ze mną nie utrzymujesz kontaktu? Próbowałam dzwonić, ale chyba zmieniłaś numer. Co nie chcesz się przyznawać do swojej matki? - mówiła, a ja nie chciałam jej słuchać. - Posłuchaj, teraz grzecznie się spakujesz i pojedziesz z nami do Gracji.
- Nie teraz grzecznie pójdę do domu i spędzę czas z przyjaciółmi, a ty nie będziesz mi rozkazywać . - powiedziałam.
- Jak ty się odzywasz do matki? Do matki która spodziewa się dziecka? - krzyczała.
- Nie obchodzisz mnie ty, ani twoje dziecko. Zrozum mam tu swoją rodzinę, która mnie wspiera i kocha i nie zostawia jak się jej znudzę. - krzyczałam do niej.
 - Nie będziesz mi tu pyskować gówniaro! I tak twoja babka ma od ciebie papiery więc mi tu nie podskakuj i pakuj się do wyjazdu. 
- Zrozum nigdzie z tobą nie jadę!!! - krzyknęłam.
I w tedy pojawił się Leon.
- Marija wszystko w porządku? - zapytał z troską, podszedł do mnie i mnie mocno przytulił widząc że zbiera mi się na płacz. 
Zaraz za Leonem wpadł tata i kazał Leonowi mnie zaprowadzić do samochodu. On sam został porozmawiać z moją matką.
Czekaliśmy z Leonem w samochodzie chyba godzinę aż zasnęłam wtulona w bezpieczne ramiona swojego brata. Nie wiem kiedy i jak mnie przenieśli do domu obudziłam się na rękach taty, który mówił, że już jestem bezpieczna i matka mi nic nie zrobi.
No to pięknie mi się te wakacje zaczęły. 

 
 

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Gdybyś zmniejszyła odrobinę czcionkę, czytałoby mi się wygodniej. :D
    Zapraszam na mojego bloga, opublikowałam prolog :
    violetta-and-her-world.blogspot.com
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle świetny :) Zapraszam na mojego bloga dopiero zaczynam, zależy mi na twojej opinii bo świetnie piszesz :)

    http://violetta-zycie-w-buenos-aires.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Super <333 i oczywiście zapraszam do mnie http://myvilustoryloveleonetta.blogspot.com/ :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział
    Ola Piórkowxka<3

    OdpowiedzUsuń