Rozdział XXVII
Violetta
Lecieliśmy dosyć długo, ciągle myślałam co mogło by się stać gdyby Leon mnie nie uratował. Tak się cieszę że go mam to mój anioł stróż i nikomu go nie oddam.
Leon spał przy oknie po mojej lewej stronie po prawej siedziała Fran, a obok Marija, która też zasnęła. Wzięłyśmy z Fran tablet i zaczęłyśmy sprawdzać co nowego w świecie oczywiście w samolocie było WIFI więc bez limitu sprawdzałyśmy różne strony. Nagle Fran otwarła włoską stronę plotkarską a tam pokazał się tytuł: " Federico już znalazł sobie kogoś na pocieszenie po tym jak jego wczorajsza miłość odleciała". Szczęki nam opadły w dół pod spodem było zdjęcie Mariji z lotniska na którym przytula się z Fede, a na kolejnym zdjęciu Fede stał przed lotniskiem i całował jakąś inną dziewczynę. Postanowiłyśmy na razie utrzymać to w tajemnicy przed Mariją ale kiedy Fede ze swoją matką zamieszkają u mnie oj to będzie się działo.
Po kilku gadzinach lotu na szczęście bezpiecznie wylądowaliśmy w Brazylii jest poniedziałek, a już jurto wieczorem lecimy do Meksyku tak zadecydował Leon i jedyną osobą która się z tego powodu cieszy jest Fran bo w końcu zobaczy Marco. Z lotniska odebrała nas Cami zawiozła do wypożyczalni camperów gdzie czekał już Bradvey. Wymyślili sobie że pojedziemy na jakiś biwak i będzie super. Poszliśmy na koncert Link poznaliśmy Michel Telo i tego słynnego piłkarza Neymar dostaliśmy ich autografy okazało się że dobrze znają Bradveya. To było wspaniałe, a szczególnie dla Leona. Co kilka minut patrzyłam na Mariję śmiałą się do telefonu,
- To pewnie Fede?! - powiedziałam
- Tak zgadłaś. - odpowiedziała z uśmiechem - pisze że tęskni i że mnie kocha.
- No to fajnie. - odpowiedziałam choć miałam zamiar wyjąć tablet i pokazać jej zdjęcie, ale nie zrobię tego ona go za bardzo kocha.
Całą noc imprezowaliśmy, samolot mamy o szesnastej, kiedy wszyscy się zdrzemnęliśmy Marija wyjęła notes i zaczęła pisać plan na Meksyk.
- Niestety kochani w Meksyku tylko trzy dni! - powiedział Leon siadając obok siostry.
- Tak i każdy organizuje sobie sam czas. - dodała Marija.
- Viola, Cami i Brad z Maxi i Natką, zwiedzają okolicę. Fran wiadomo kto ją będzie oprowadzał po mieście... - mówił śmiejąc się Leon. - a my?
- A my mamy przechlapane! - powiedziała Maija
- Ale o co chodzi? - zapytałam bo trochę nie ogarniałam o czym mówią.
- Ciotka Martina, Babcia, wujek Pablo i cała reszta rodzinki jaka tylko żyje w Meksyku nas wy-zapraszała, a nasi kochani rodzice powiedzieli że będziemy mieć tyle czasu że spokojnie każdego odwiedzimy. - wytłumaczyła Marija.
- Oj no to kiepsko. - podsumowałam.
W tedy Leon wyszedł z pojazdu w którym chwilowo mieszkaliśmy i po kilku minutach wrócił.
- Dzwoniłem do Marko wszystko ogarnie. - poinformował.
- Ale co? - Zapytałyśmy równo z Mariją
- Zwoła rodzinny dzień u niego, czyli wszystkim zajmie się ciocia Martina i babcia, one to bardzo lubią w ten sposób pogadamy z każdym z familii. - powiedział uradowany.
- No to wspaniale. - Znów powiedziałyśmy równo
Po przylocie do Meksyku od razu pojechaliśmy do domu Marko tam mieliśmy się zatrzymać na te kilka dni, pani domu czyli ciocia Verdasów była bardzo miła i gościnna, pokazała nam pokoje i cały dom. Później przyszła Naxi i poszliśmy ogarnąć okolicę, ale bez Mariji ona chciała zostać i poznać rodzinkę. Leon i Naxi byli naszymi przewodnikami, poznaliśmy okolicę i wspaniałe miejsca, było cudownie.
Następnego dnia musieliśmy obejść się bez Verdasów mimo że Leon mnie zapraszał na to rodzinne spotkanie postanowiłam mu odmówić i spędzić czas z przyjaciółmi których dawno nie widziałam.
***
- Niestety kochani w Meksyku tylko trzy dni! - powiedział Leon siadając obok siostry.
- Tak i każdy organizuje sobie sam czas. - dodała Marija.
- Viola, Cami i Brad z Maxi i Natką, zwiedzają okolicę. Fran wiadomo kto ją będzie oprowadzał po mieście... - mówił śmiejąc się Leon. - a my?
- A my mamy przechlapane! - powiedziała Maija
- Ale o co chodzi? - zapytałam bo trochę nie ogarniałam o czym mówią.
- Ciotka Martina, Babcia, wujek Pablo i cała reszta rodzinki jaka tylko żyje w Meksyku nas wy-zapraszała, a nasi kochani rodzice powiedzieli że będziemy mieć tyle czasu że spokojnie każdego odwiedzimy. - wytłumaczyła Marija.
- Oj no to kiepsko. - podsumowałam.
W tedy Leon wyszedł z pojazdu w którym chwilowo mieszkaliśmy i po kilku minutach wrócił.
- Dzwoniłem do Marko wszystko ogarnie. - poinformował.
- Ale co? - Zapytałyśmy równo z Mariją
- Zwoła rodzinny dzień u niego, czyli wszystkim zajmie się ciocia Martina i babcia, one to bardzo lubią w ten sposób pogadamy z każdym z familii. - powiedział uradowany.
- No to wspaniale. - Znów powiedziałyśmy równo
Po przylocie do Meksyku od razu pojechaliśmy do domu Marko tam mieliśmy się zatrzymać na te kilka dni, pani domu czyli ciocia Verdasów była bardzo miła i gościnna, pokazała nam pokoje i cały dom. Później przyszła Naxi i poszliśmy ogarnąć okolicę, ale bez Mariji ona chciała zostać i poznać rodzinkę. Leon i Naxi byli naszymi przewodnikami, poznaliśmy okolicę i wspaniałe miejsca, było cudownie.
Następnego dnia musieliśmy obejść się bez Verdasów mimo że Leon mnie zapraszał na to rodzinne spotkanie postanowiłam mu odmówić i spędzić czas z przyjaciółmi których dawno nie widziałam.
***
Leon
Na to przyjęcie przyszło wiele ludzi ciągle ktoś nas zgadywał " co u mamy? Jak tam interesy taty? co ze szkołą? jak tam Pola?" Było mnóstwo cioć i mnóstwo powtarzających się pytań. Na szczęście daliśmy sobie z nimi radę.
***
Fran
Wieczorem gdy wszyscy spali, Marco zabrał mnie na romantyczny spacer do jakiejś szamanki czy coś. Powiedział że jeśli ona wypowie jakieś tam słowa to one wiążą miłość między ludzką na zawsze. To było strasznie ekscytujące i podniecające kobieta spojrzała głęboko w moje oczy, później w oczy Marco i powiedziała po łacinie :
"Amor relinquetur quidquam, nisi quod contra te, non intelligitur quod sit."
Nic z tego nie zrozumiałam, ale Marco chyba też bo nie powiedział mi o co jej chodziło tylko mnie mocno przytulił i pocałował.
***
Marija
Z Meksyku prócz Naxi zabraliśmy tez nadbagaż w postaci Marco no ale co mu zrobisz jak musi ciągle być przy Fran. Leon zabrał nas na zwiedzanie miasta szum, hałas, smród, mnóstwo taksówek i biegnących gdzieś ludzi, tłumy w papach i bistrach i w parku. Takie na mnie wywarło wrażenie najsławniejsze miasto Ameryki Północnej. No były w sumie jakieś tam plusy, wiele śmiesznych sytuacji, mnóstwo śmiechu i zabawy.
Osobiście to mnie w ogóle nie zachwyciło to miasto ale Hollywood to co innego poznaliśmy Selene Gomez, Demi Lovato, Bridgit Mendler i mnóstwo innych gwiazd Disneya a to za sprawą znajomości naszego tatusia i babci Violetty. Tam mogliśmy pokazać na wielkiej scenie jaki mamy talent i nie powiem wyszło wspaniale. Wszyscy dali nam wizytówki zrobili sobie z nami zdjęcia poczułam się sławniejsza niż oni, a to przecież nie ja tylko oni nagrywają płyty które powtykają się kilku warstwową platyną, to przecież oni są rozpoznawani na całym świecie a nie my, a tutaj to oni dają nam owacje na stojąco i zadają pytania o naszą karierę i tak dalej.
To było wspaniałe przeżycie chyba mi się to nie śniło bo jeśli tak to będzie mi przykro, " Ałłł...!" krzyknęłam sama do siebie gidy się sama uszczypnęłam wsiadając do taksówki spod studia Disneya.
Leon na prawdę się postarał to było wspaniałe zakończenie moich najlepszych wakacji w życiu. Kocham tego wariata.
Świetny ! Dziękuje, że wykorzystałaś móój pomysł :) Kiedy next ? ;d
OdpowiedzUsuńJa dziękuję za pomysł. Kolejny może dziś ale dopiero po południu bo jest ładna pogoda i szkoda by było ją zmarnować :D
Usuńleonetta 4ever!!!!!!
OdpowiedzUsuńOla Piórkowska<3